Przygotowywaliśmy się cały wtorek, od godz. 5 rano, a później robiliśmy sesję zdjęciową - wspomina tuż po powrocie. - O godz. 13 mieliśmy przymiarki z modelkami i próby, a sam pokaz odbył się około godz. 17. Po nim do północy znów robiliśmy zdjęcia, by następnego dnia wyjechać na lotnisko po godz. 15 wcześniej też robiąc sesję zdjęciową! - śmieje się. - To był szalony i kreatywny czas, ale ja uwielbiam to, co robię, można więc powiedzieć, ze choć fizycznie wróciłam zmęczona, to psychicznie zrelaksowałam się na sto procent.
Zakręceni jak na karuzeli
Z Basią poleciała ekipa kreatywnych ludzi z pasją, m. in. fotograf Maciek Nowosadko i grupa filmowców z Bang Agency; pozowała Asia Babynko, wicemiss Polski, malowała Justyna Augustyniak, a włosy robiła Ilona Truszkowska.
– Poza tym była ze mną grupa przyjaciół i mój mąż, który przywiózł ten cały majdan: suknie, buty, biżuterię, dodatki i pozostałe różności samochodem, bo nijak nie szło upchnąć tych piór na sukniach do walizek. To było ogromne przedsięwzięcie logistyczne przygotowywane przeze mnie miesiącami, by potem maksymalnie wykorzystać czas pobytu w Paryżu - dodaje właścicielka MO.YA Fashion. - Od początku wszyscy wiedzieliśmy, że zdecydowanie nie będzie to wyjazd wypoczynkowy. Niemniej udawało nam się urywać momenty na zatrzymanie się i zachwycenie miejscem, w którym się było; zjedzenie francuskiego śniadania w kafejce, czy przejażdżkę karuzelą w nocy przy migoczącej światełkami Wieży Eiffla.
Z Łap do Paryża – MO.YA from Poland
Wtorek. Godzina 17. Zaczyna się pokaz. Jak przyznaje Basia, myślała w tym momencie, że dostanie palpitacji serca, bo po sześciu latach od wypuszczenia pierwszej kolekcji , po pokazach w Berlinie, Mediolanie powinna już do tego podchodzić bardziej na zimno, a jednak się nie dało:
– Tym razem czułam na sobie wyjątkową presję związaną po trosze z miastem, w którym się znalazłam i które jest celem niemal każdego projektanta, a po trosze z rangą tego, co właśnie wydarza się w moim życiu - opowiada tuż po powrocie Basia Piekut. – Gdy z głośników padła zapowiedź: „MO.YA from Poland” i zabrzmiała muzyka, przy dźwiękach której pracowałam nad tą kolekcją, przez głowę przebiegły mi w ułamku sekundy te wszystkie drobne momenty mrówczych przygotowań, które złożyły się na tę finalną, magiczną chwilę, której już nikt mi nie odbierze... Spojrzałam na moje modelki... wystylizowane, stojące w rzędzie. Patrzyłam, jak jedna za drugą wychodzą na wybieg i czułam dumę. Ale i ogromną wdzięczność za to kolejne spełnione marzenie.
– Pierwsze sukienki szyła mi Pani Ewa w Łapach, skąd pochodzę, kiedy miałam -naście lat, a teraz pokazuję swoją kolekcję w stolicy światowej mody, Paryżu! - nie może ochłonąć projektantka. – Niech mnie ktoś uszczypnie i to szybko, pomyślałam sobie w momencie patrzenia na pokaz z perspektywy backstage’u - opowiada i przyznaje, że „popłakała się jak głupia”. – Nie mogłam tego opanować i dumnam z tego jest :) Nigdy w życiu żaden pokaz nie wywarł na mnie takiego wrażenia. To cudowne uczucie doświadczać, jak spełniają się marzenia!
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!