Spis treści
Jakie sprzęty AGD najbardziej interesowały Polaków?
Żeby kupić pralkę w PRL-u, trzeba było nieźle się natrudzić. Sprzęt AGD, podobnie jak meble czy elektronika, stanowił towar deficytowy. Aby nie przegapić okazji, ludzie chodzili do sklepów, żeby zapytać, kiedy będzie dostawa. W uprzywilejowanej sytuacji znajdowali się natomiast krewni i znajomi pracowników tego typu placówek. Oni mieli informacje z pierwszej ręki, a więc ich szanse na zdobycie wymarzonej pralki czy lodówki rosły. Tego typu sprzęt był nie tylko trudno dostępny, ale i drogi. Przeciętny Polak musiał oszczędzać przez wiele miesięcy, aby sobie na niego pozwolić.
– Natomiast wojskowi, ochrona rządu czy osoby partyjne miały oddzielne specjalne sklepy. Tam można było dostać rzeczy, których nie było na rynku – wspomina w rozmowie ze Stroną Kobiet emerytka z Warszawy.
Mimo że PRL może kojarzyć nam się z pustymi półkami w sklepach, to jednak trzeba przyznać, że prędzej czy później udawało się kupić upragnioną rzecz. Warto wspomnieć o kilku kultowych już przedmiotach, które przeszły do historii i stały się synonimem wyposażenia kuchni, łazienki czy szerzej – mieszkania z dawnych lat. Na szczególną uwagę zasługują: radzieckie lodówki: Mińsk i jej polski odpowiednik, czyli Polar, odkurzacz Predom Zelmer, popularnie zwany jamnikiem, pralka „Frania” czy sokowirówka Predom Mesko. Przypominamy, jak wyglądały te oraz inne często spotykane w PRL-u przedmioty w naszej galerii zdjęć.
Jak toczyło się kolejkowe życie?
Wieść o dostawie szybko się niosła. Przekazywano ją sobie w ramach solidarności sąsiedzkiej. Niektórzy zajmowali sobie nawet miejsca w kolejce, a te częstokroć stawały się przedmiotami sporów.
Miejsce w kolejne należało zająć z odpowiednim wyprzedzeniem. Zdarzało się, że doba nie wystarczyła. Stanięcie przed sklepem na długo przed jego otwarciem zwiększało szansę na to, że uda się cokolwiek nabyć. Członkowie rodziny wymieniali się w kolejce, żeby nie stracić szansy na zakup. Czekanie na otwarcie danej placówki umożliwiało także zawarcie wielu ciekawych znajomości. Natomiast jeżeli kolejkę się opuściło, miejsce mogło przepaść, chociaż warto było spróbować poprosić o jego zajęcie sąsiada.
A co, jeśli stanie w kolejce zakończyło się fiaskiem?
Nowa lodówka czy pralka potrafiły umilić życie niejednej gospodyni, czasem i gospodarzowi. Jeżeli jednak nie było tego typu sprzętu w domu, trzeba było radzić sobie inaczej, np. robiąc pranie w misce z wodą czy trzymając jedzenie w spiżarni lub piwnicy. W starym budownictwie z PRL-u do dzisiaj można znaleźć domowe spiżarki. Znano także inne sprytne sposoby na przechowywanie produktów spożywczych. Np. maselniczkę z masłem warto było wstawić do glinianej miski z wodą, dzięki czemu smarowidło się nie roztopiło, a jednocześnie zachowywało świeżość.
Wspominasz z sentymentem dawne lata? A może zastanawiasz się, jaki sprzęt AGD można było znaleźć w polskich domach w PRL-u? Zobacz naszą galerię zdjęć!
W chłodniejsze dni w bursach czy akademikach nierzadkim widokiem były natomiast siatki z jedzeniem wystawione za okno. Nikogo także nie dziwiło ręczne robienie prania. W tym celu zamiast proszku chętnie używano zwykłego szarego mydła lub wiórków mydlanych. O własnej lodówce czy pralce marzył każdy.
– Nieco inaczej sprawa wyglądała z kuchenkami gazowymi. Jeżeli dostało się mieszkanie z przydziału (w tym celu trzeba było złożyć odpowiedni wniosek), przeważnie kuchenka była już na miejscu. Takie lokale nie były natomiast wyposażone w pralki, ani lodówki – wspomina nasza rozmówczyni.
Chociaż w PRL-u nie łatwo było nabyć sprzęt AGD, to trudy oczekiwania rekompensowała jego jakość. Takie urządzenia kupowało się na długie lata. Psuły się dużo rzadziej od współczesnych, a niektóre do dzisiaj można znaleźć w naszych domach.