Joanna Warecha: Sytuację ludzi w byłych PGR-ach mogą zmienić politycy

Anita Czupryn
Joanna Warecha: To wstyd, że jesteśmy krajem w środku Europy, który ma ogromną grupę wykluczonych i to pielęgnujemy, mówiąc, że oni się do niczego nie nadają
Joanna Warecha: To wstyd, że jesteśmy krajem w środku Europy, który ma ogromną grupę wykluczonych i to pielęgnujemy, mówiąc, że oni się do niczego nie nadają Archiwum domowe
Dziś potrzeba już nie debaty, ale odwagi i wiem, że ta odwaga nadejdzie, aby ludziom z byłych PGR-ów zadośćuczynić i wypłacić odszkodowania. Dla tych wszystkich, którzy nie ze swojej winy – bo to była decyzja polityczna – zostali wykluczeni na tyle dekad – mówi Joanna Warecha, publicystka i aktywistka społeczna, walcząca o godność mieszkańców byłych PGR-ów.

Ucieszyły Cię słowa premiera Mateusza Morawieckiego, który powiedział, że miliard złotych pójdzie jeszcze w tym roku do popegeerowskich gmin, a w następnym roku jeszcze więcej, bo półtora miliarda? Jak patrzysz na ten program wsparcia?

Już w pierwszej edycji, w ubiegłym roku, kiedy we wrześniu pojawiły się informacje na twitterze premiera, a potem w sylwestra, gdy na konferencji Mateusz Morawiecki ogłosił, że będzie powołany fundusz 250 milionów, który potem został zwiększony do 350 tysięcy na „rozświetlenie rzeczywistości popeerelowskiej”, to znaczy w gminach, gdzie funkcjonowały PGR-y…

Poczekaj. Czy nie ujęły cię te piękne słowa?

Nie do końca mnie ujęły. Od razu wtedy napisałam list otwarty do pana premiera, wskazując mu, że te 250 milionów na 1666 PGR-ów, bo tyle ich było, to kropla w morzu potrzeb. Znając sytuację w byłych Państwowych Gospodarstwach Rolnych zdawałam sobie sprawę, że te pieniądze nie trafią bezpośrednio do tych ludzi, którzy pomocy oczekują i potrzebują. I nie zmienią, albo w minimalny, naprawdę minimalny sposób poprawią im sytuację bytową. Pieniądze były przeznaczone do gmin, a gminy nie mogą robić żadnych remontów np. prywatnych mieszkań, które zostały wykupione w przeważającej większości (96 procent) i to jeszcze na początku lat 90., przez byłych pracowników PGR-ów.

Wykupywali, kiedy było można.

Chodzi o to, że gdyby tego nie zrobili, to już naprawdę nie mieliby nic swojego; ludzie bali się, że i tych mieszkań ich państwo pozbawi. Ale de facto ludzie zapłacili drugi raz za to samo. Przecież wcześniej to z ich pensji, z ich trzynastek były potrącane pieniądze na budowę tych słynnych bloków PGR-owskich, a potem i tak musieli za nie drugi raz zapłacić. Ale już abstrahując od tego…

Czy premier, czy ktoś z Kancelarii Premiera odpowiedział na Twój list?

Nie, z kancelarii premiera nie było żadnej reakcji.

Dlaczego napisałaś ten list?

Uważam, że temat byłych pracowników PGR-ów i w ogóle samych PGR-ów nie może być tematem akcyjnym. Przez lata pojawiał się od czasu do czasu w kampaniach wyborczych. W ubiegłym roku pojawił się, kiedy mieliśmy bardzo ciężką sytuację COVID-ową, to był moment drugiej fali pandemii, kiedy widzieliśmy, jak niewydolny jest system ochrony zdrowia w Polsce. Uznałam wtedy, że konferencja organizowana w sylwestra i mówiąca o tym, że teraz będziemy wspomagać gminy popegeerowskie, to było trochę odwracanie uwagi od pandemii.

Ale patrząc z drugiej strony – czy nie uważasz, że pozytywne jest to, że w ogóle zaczęło się mówić o pomocy dla popegeerowskich gmin?

Oczywiście! To, że temat wrócił do debaty publicznej, jest dla mnie bardzo ważne. Przecież sama robiąc tę społeczną, aktywistyczną robotę już od 26 lat, zajmując się tematem PGR-ów, bardzo zależało mi na tym, aby ten temat do debaty publicznej wrócił. Pracowałam nad tym, aby został on wreszcie społecznie i politycznie zrozumiany, a nie odbierany stereotypowo, jak w filmie „Arizona”, bo to było najtrudniejsze. Przez lata najtrudniej było odwrócić ten właśnie stereotyp „pegeerowca”.

On się nadal za ludźmi z PGR-ów wlecze. Że patologia, robić im się nie chce…

Wierzę, że coraz mniej. Mnie zależało na tym, aby wrócił do debaty publicznej, do społecznej i politycznej świadomości. Sytuację ludzi w byłych PGR-ach mogą zmienić politycy. Tak jak na początku lat 90-tych politycy postanowili zmarginalizować tę grupę społeczną, likwidując im nie tylko miejsca pracy, ale całe dotychczasowe życie.

Odkąd pamiętam, rozmawiałam z Tobą nawet o tym kilka lat temu – zawsze optowałaś za tym, by były to rozwiązania systemowe, a nie akcyjne. Czy to, co teraz proponuje premier Morawiecki, to uważasz, są rozwiązania systemowe, czy odpowiedź na reakcję?

Mam nadzieję, że to jest wstęp do systemowych rozwiązań. W tej chwili, te pieniądze, które już są rozdzielone, z tego pierwszego programu – one pokazują jedno. A mianowicie to, że wioski, w których były położone PGR-y, były tematem omijanym przez samorządy. Tam są potworne zapóźnienia. A przecież gminy z 16 województw złożyły wnioski o te pieniądze.

Na co konkretnie gminy chcą pieniądze?

No właśnie, kiedy się je przeanalizuje, to widać, że najczęściej mamy wnioski złożone na przykład na budowę chodnika, na oświetlenie, na remont jakiejś gminnej drogi. Jeśli to jest droga gminna, to służy ona wszystkim mieszkańcom. Nie jest to więc coś dedykowanego tylko dla pracowników byłych PGR-ów i ich rodzin. Ale są też i takie pomysły – i na to też poszły pieniądze – na przykład w gminie Grodziec, najbiedniejszej gminie na Wielkopolsce – pieniądze będą przeznaczone na budowę urzędu gminy. Z kolei w województwie kujawsko-pomorskim w miejscowości Cerekwica został złożony wniosek na zagospodarowanie otoczenia budynków wielorodzinnych na osiedlu mieszkaniowym byłego PGR-u.

Nie wygląda to trochę w ten sposób: walą się PGR-owskie chałupy, ale najważniejsze, że dzieci będą miały plac zabaw?

Plac zabaw nie wymaga dużych nakładów. Dlatego tak to mniej więcej wygląda, ale chcę powiedzieć, że jeśli chodzi o takie naprawdę stricte dedykowane dla rodzin z byłych PGR-ów wnioski, to jest ich bardzo niewiele. W gminie Drawno w Zachodniopomorskiem – tam wniosek złożono na budowę komunalnego i wielorodzinnego budynku mieszkalnego z przeznaczeniem dla pięciu rodzin. We wsi Słowenko, też w Zachodniopomorskiem obraz jest taki, że są dwa bloki popegeerowskie i trzeci, który wygląda jak po Czarnobylu. Akurat w momencie, kiedy likwidowano PGR-y, nie dokończono już tego budynku i przez lata straszy. To jest naprawdę porażający widok. Ale nadaje się do tego, żeby go jeszcze odremontować i dokończyć i na to mają być przeznaczone pieniądze.

Czego jeszcze dotyczą te wnioski?

Na przykład w województwie świętokrzyskim, gmina Lipnik chce za te pieniądze remontować zbór ariański, znajdujący się przy pałacu Karskich we Włostowie. Mietków – powiat wrocławski – tam będzie remont zabytkowego kościoła pod wezwaniem świętego Jakuba. W powiecie jaworskim – to też Dolny Śląsk – modernizacja i zakup wyposażenia przychodni rejonowej. Zatem pieniądze, które miały być dedykowane dla ludzi z byłych PGR-ów – bo tak to było przekazywane, że to na poprawę ich życia – to właściwie służą wszystkim mieszkańcom. I pokazują, po pierwsze stan finansów gmin, jak też, że tymi pieniędzmi gminy łatają te zapóźnienia, które wynikały przez wiele lat; te miejscowości nie były w żaden sposób obiektem zainteresowań włodarzy gmin. Bardzo często spotykałam się z takim określeniem: „Wie pani, w Radzie Gminy najczęściej są rolnicy indywidualni, to robimy to, co chcą ci, którzy będą na nas głosować”. Arytmetyka wyborcza w wyborach samorządowych jest nieubłagana. Teraz premier powiedział, że skierowany zostanie do gmin popegeerowskich kolejny miliard, a potem półtora miliarda, to znowu będziemy mieli taką sytuację, że owszem, pewnie uda się wyremontować więcej dróg gminnych, które będą służyły wszystkim. Ale ponieważ ten program jest ogólny, czyli kierowany do gmin, na terenie których funkcjonowały byłe PGR-y, to wystarczy, że pole rolnika indywidualnego graniczyło z dawnym polem pegeerowskim i można zrobić, na przykład, drogę dojazdową do pola rolnika. Jak jeżdżę po Polsce, to widzę, że tego rodzaju przykładów jest sporo. Pytam mieszkańców byłych PGR-ów, co konkretnie się w ich miejscowości wydarzy, czy składali wnioski. Najczęściej mówią, że im zależałoby na tym, żeby te pieniądze poszły na remont tych bloków, domów, baraków, bo to wszystko jest w opłakanym stanie. Oni żyją w mieszkaniach w naprawdę urągających warunkach. My sobie nie zdajemy sprawy z tego, że mamy w Polsce bardzo dużą grupę wewnętrznych uchodźców klimatycznych. Koszty życia w takich miejscowościach są potworne; dużo, dużo większe niż w mieście.

Jak to?

Wyobraź sobie sytuację: jest lato, przejeżdżam przez taką wioskę; ludzie siedzą przed blokami. Byłam w miejscowościach przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim, licząc tę społeczność popegeerowską. Przed blokami siedzą więc ludzie. Ktoś, przejeżdżając, powiedziałby: „Nie chce im się nic robić. Siedzą i nie wiadomo, na co czekają”. Okazuje się, że ci ludzie, żeby mieć w domu ciepłą wodę, muszą codziennie rozpalać pod kuchnią. Kiedy weszłam do takiego mieszkania, było gdzieś z 50 stopni; tam nie można wytrzymać. Ludzie ci ponoszą ogromne koszty, bo przez cały rok potrzebują drewna do opału tych mieszkań. Standard mieszkań bloków PGR-oskich wynosi 47,5 metra kwadratowego. Są dwa pokoje, przedpokój, łazienka, która bardzo często nie ma toalety, jest tylko wanna. W kuchni stoi łóżko, bo ludzi jest dużo, nie mają, jak się pomieścić. I stoi tam wielki piec kuchenny, jak ze starego filmu, w którym codziennie trzeba rozpalać, żeby mieć ciepłą wodę do umycia.

Jak Twoim zdaniem, te pieniądze powinny być rozdysponowane? Czy pracownicy byłych PGR-ów nie powinni wiązać się w stowarzyszenia, jednoczyć, aby występować o takie wnioski?

Jest bardzo dużo stowarzyszeń, inicjatyw, Nie jest tak, że ci ludzie niczego nie robili. Oni się zrzeszali, tworzyli stowarzyszenia. Natomiast w Polsce istnieje problem mentalny; uważa się, że ci, którzy są najbiedniejsi, nie poradzą sobie, jak otrzymają większą kwotę. Dla nich dedykowane są naprawdę bardzo minimalne granty – o tysiąc złotych, dwa tysiące złotych. Ale właśnie te lokalne stowarzyszenia, te oddolne inicjatywy, one bardzo dobrze znają własne potrzeby. Oni wiedzą, co jest im potrzebne. Gmina powinna być tylko tym miejscem, gdzie uzyska się pomoc w rozliczaniu takiego projektu. Natomiast sam projekt i potrzeby powinny być definiowane właśnie przez te stowarzyszenia. I wiele takich stowarzyszeń o tym mówi: „Wiemy, czego nam potrzeba”. Tylko mają tak mało przedstawicieli w Radach Gmin, że ich pomysły absolutnie nie trafiają i są przegłosowywane przez ludzi, którzy nie są z byłych Państwowych Gospodarstw Rolnych, a którzy zasiadają w Radzie Gminy czy Miasta.

Stąd moje pytanie – jak rozdzielić te pieniądze i kto powinien o tym decydować. Przecież nie sam premier.

Premier jako szef rządu ma instytucje, ma narzędzia, które mogą zdiagnozować problem. Jest Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, wcześniej była to Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, później Agencja Nieruchomości Rolnej Skarbu Państwa. Za rządu PiS – Agencja Nieruchomości Rolnej Skarbu Państwa i Agencja Rynku Rolnego została połączona w taki właśnie twór jak KOWR. Przecież tam jest pełna dokumentacja wszystkich byłych PGR-ów. Nie ma problemu, żeby zdiagnozować potrzeby danej miejscowości. Oczywiście, nie można stosować „urawniłowki”; PGR-y były w całej Polsce, w samej Warszawie były trzy PGR-y, w każdej z tych miejscowości potrzeby mieszkańców są zgoła inne. Ja w tej chwili liczę tę społeczność; od blisko roku jeżdżę po Polsce i spisuję, na przykład jakie mają budynki użyteczności publicznej, a jakie były przed likwidacją PGR-ów. Jak daleko jest do najbliższego miasta, w którym jest lekarz, szkoła średnia, kino. Nie chcę, żeby zabrzmiało to nieskromnie, tylko podkreślam, że państwo ma do tego narzędzia, żeby to zrobić w bardzo szybkim tempie, podejść do tego systemowo. To nie może być program akcyjny – w tym roku damy miliard, w przyszłym półtora miliarda. Na dobrą sprawę, te pieniądze nie pomogą byłym pracownikom PGR-ów, bo powtórzę, dziś największym problemem tam jest to, w jakich warunkach oni żyją, że nie mają komunikacji. Nikt sobie nie zadał trudu, żeby się dowiedzieć, że w większości tych miejscowości jedynym środkiem komunikacji jest autobus, który dowozi dzieci do najbliższej szkoły.

Przez ostatni rok nie dowoził.

Właśnie. Przez ostatni rok mieliśmy nauczanie zdalne. Do wielu miejscowości w Polsce nie dojeżdżał żaden autobus. Nie było żadnej komunikacji. Nikt o tym nie myśli. To, że ten temat wrócił do debaty publicznej, że politycy wywołują go na konferencjach, że opozycja może się odnosić do propozycji rządu – to uważam, jest bardzo potrzebne. Dlatego, że Polsce absolutnie nie opłaca się mieć tak ogromną grupę ludzi wykluczonych. Trzy lata temu padło w Sejmie stwierdzenie, że trudno powiedzieć, gdzie są ci ludzie, gdzie są te miejsca. Zatem przygotowując projekt „Gdzie są ci ludzie, gdzie są te miejsca”, licząc miejscowości, licząc ludzi, pokazując, gdzie są te miejsca, już wiem, że nie jest ich – jak mówili politycy, 5-10 procent. Wyobraź sobie – żyje blisko 58 procent byłych pracowników PGR-ów, którzy na dzień 19 października 1991 roku, kiedy weszła ustawa rozpoczynająca proces likwidacji, byli w tych gospodarstwach zatrudnieni. A przecież ci wszyscy ludzie mieli rodziny, wielopokoleniowe, wielodzietne. To ogromna rzesza ludzi.

Dwa miliony.

Tak jest, z rodzinami liczyli blisko 2 miliony. Potężna grupa! Dziś połowa z zatrudnionych w PGR pracowników jeszcze żyje. Oni z dnia na dzień zostali bez niczego. Dodam, że PGR był nie tylko rodziną w sensie, że ludzie razem pracowali i żyli, ale w dużej mierze był rodziną biologiczną, bo w takiej miejscowości była i ciocia, wujek, chrzestni. I oni wszyscy niemal z dnia na dzień zostali zostawieni sami sobie. Najstarsze dzieci najczęściej przejmowały na siebie role rodziców i wyjeżdżały za granicę. Pierwszy exodus Polaków za granicę nie odbył się wcale za rządów Donalda Tuska. To dzieci z rodzin popegeerowskich wyjeżdżały jako pierwsze, żeby pomoc utrzymać te rodziny. Np. 30 procent osób z zachodniego Pomorza wyjechało. Wróciło 10 procent. Reszta została poza granicami Polski.

Co miałoby się kryć za idealną pomocą systemową?

Dzisiaj przede wszystkim, powtarzam, należy w ogóle zmienić podejście do tych miejscowości. PGR to ciągle było naznaczenie. Mówiłam i mówię to do polityków wszystkich opcji – trzeba zmienić podejście; nie marginalizowane miejsca a prestiżowe, które mają bardzo duży potencjał. Jeśli mówimy o tym, że mamy budować nowe mieszkania w Polsce, dzisiaj jesteśmy coraz lepiej infrastrukturalnie rozwinięci, łatwiej dojechać do miasta, które znajduje się w odległości 30 kilometrów, bo też coraz więcej ludzi ma samochody. Potrzeba takiego podejścia, aby te miejscowości miały szanse na rozwój. Dzieci rolników mają szansę na to, żeby otrzymać bezzwrotną dotację, tak zwane pieniądze na start. W Polsce, w zasobach KOWR są tysiące hektarów, działek jednohektarowych, półhektarowych, którymi nikt się nie zajmuje, dla KOWR-u to jedna wielka uciążliwość. A mamy zwiększać liczbę gospodarstw ekologicznych. Dlaczego nie dać szansy ludziom, aby prowadzili takie gospodarstwa? Akurat ta grupa społeczna ma wyjątkowe kompetencje do pracy, bo oni nie byli uczeni niczego innego, tylko ciężkiej pracy w kieracie i to też przechodziło z pokolenia na pokolenie. Kiedy pojawił się temat Polskiego Ładu jako społeczność popegeerowska pisaliśmy swoje propozycje. W związku z tym, że w Polsce coraz bardziej dotyka nas problem starzejącego się społeczeństwa, potrzebne jest partnerstwo publiczno-prywatne, a te miejscowości po byłych PGR-ach są ekologiczne – dlaczego wokół nich nie tworzyć domów opieki? Ludzi z dawnych PGR-ów mają kompetencję, ale trzeba tworzyć miejsca pracy tam, na miejscu.

Czym zajmują się dziś byli pracownicy Państwowych Gospodarstw Rolnych?

Duża część z nich jest już na emeryturach, ale bardzo duża część – i to też pokazuje, kiedy mówiło się o tej społeczności, że to są nieroby, nic nie potrafią – pracuje w absolutnie wszystkich branżach. Mówienie, że to grupa nieudaczników, że oni nie potrafili pracować, że nie brali sprawy w swoje ręce, jest jedną wielką niesprawiedliwością, która tę grupę dotknęła.

Wyobrażasz sobie, jak te popegeerowskie wioski będą wyglądać za, dajmy na to trzy lata – po tym, jak trafią tam te miliardy?

Ten miliard i kolejne półtora, które zapowiada premier Morawiecki to jest kropla w morzu potrzeb. Naprawdę. To będą niezauważalne rzeczy: powstanie plac zabaw, może siłownia na powietrzu. Będzie ocieplona świetlica; może będzie postawiony budynek dla Ochotniczej Straży Pożarnej. Ale w jaki sposób to ma pomoc mieszkańcom byłych PGR-ów? A to jest w istocie wstydliwa historia polskich przemian. Dzisiaj potrzeba przede wszystkim zgody ponad podziałami, podejść do tych wsi kompleksowo i one będą zmieniały swoje oblicze, bo one już je zmieniają, chociażby przez to, że trwa tam wymiana pokoleniowa. W większości tych miejsc sołtyskami są kobiety, młode kobiety, którym chce się działać. Tam naprawdę rodzi się nowy rodzaj liderstwa, bardzo ciekawy. Ci ludzie są autorami niesamowitych inicjatyw. Ale z tyłu głowy cały czas jest to piętno, że przecież oni są nieudacznikami, więc nie można im dać pieniędzy, bo nie będą wiedzieli, co z nimi zrobić. Pisaliśmy o tym, że należy dać szansę młodym ludziom, edukacyjnie. Jeśli jest program Erasmus+, dlaczego nie powołać w Polsce programu Skłodowska+, gdzie młodzi utalentowani ludzie mogliby jeździć do szkół w Polsce; pisaliśmy o tym do premiera. Wciąż to powtarzam, to wstyd, że jesteśmy krajem w środku Europy, który ma tak ogromną grupę wykluczonych i to pielęgnujemy, mówiąc, że oni się do niczego nie nadają. To nieprawda. I jest jeszcze jedna, najistotniejsza sprawa dla ludzi pozbawionych godności, pracy i szans na normalne życie - w wyniku likwidacji PGR-ów. Dziś potrzeba, już nie debaty, ale odwagi i wiem, że ta odwaga nadejdzie, aby ludziom z byłych PGR-ów zadośćuczynić i wypłacić odszkodowania. Dla tych wszystkich, którzy nie ze swojej winy – bo to była decyzja polityczna – zostali wykluczeni na tyle dekad.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet