Kinga Choszcz - "Życie jest marzeniem. Spełnij je."

Anna Olejniczak
O zwiedzaniu świata marzy większość z nas, lecz Kinga potrafiła swoje marzenia realizować. Jej życie było podróżą. Z plecakiem, bez pieniędzy, autostopem, uparcie dążyła przed siebie, przemierzając kolejne miasta, państwa i kontynenty. Z ostatniej podróży do wymarzonej Afryki już nie wróciła. Zostawiła Malaikę, przybraną córkę, którą zdążyła wykupić z niewolniczej pracy.

O Kindze zrobiło się głośno w 2004 roku, gdy wróciła z 5-letniej podróży autostopem dookoła świata. Za ten wyczyn otrzymała "Kolosa" – najbardziej prestiżową nagrodę podróżniczą w Polsce. Drugiego Kolosa przyznano jej już po tym, gdy udała się w swoją ostatnią, niezakończoną podróż...

Wszystko zaczęło się jednak dużo wcześniej. Kinga urodziła się 10 kwietnia 1973 roku w Gdańsku. Pasję podróżniczą wyssała – jak sama mówiła – z mlekiem matki. W swoją pierwszą wyprawę ruszyła z rodzicami, gdy miała zaledwie rok. Później też zabierali ją wszędzie ze sobą – a to na obóz studencki, a to do rodziny na drugi koniec Polski. Ponieważ byli młodymi rodzicami, na dorobku i bez samochodu – podróżowali autostopem.

Kinga od początku była uparta, samodzielna i odważna. Już jako dziecko udowadniała, że nie ma dla niej przeszkód nie do pokonania. Gdy miała 13 lat postanowiła odwiedzić w Niemczech tatę, który wyjechał na kilka miesięcy do pracy.

Udało jej się zdobyć paszport i wyruszyć w swoją pierwszą samodzielną zagraniczną podróż. Dorabiając u ogrodnika zarobiła swoje pierwsze pieniądze.

Freespirit

Okres liceum był czasem buntu i kolejnych podróży autostopem. Ten sposób zwiedzania był dla Kingi najbardziej naturalny. Zjeździła Europę, często biorąc jako wolontariuszka udział w międzynarodowych obozach One World – stowarzyszenia, które promowało ideę pokoju i porozumienia między ludźmi. Kiedy skończyła Kolegium Kształcenia Nauczycieli Języków Obcych, postanowiła pojechać do Nepalu. Podróżowała samotnie, a wyprawa zajęła jej 8 miesięcy.

Była niezależna, kochała wolność. Wśród przyjaciół miała przezwisko „Freespirit” (wolny duch). Delikatna, a jednocześnie uparta i konsekwentna w realizowaniu tego, co sobie zaplanowała. Wcielała w życie swoją dewizę:
“Niezależnie od wszystkiego - podążać za marzeniami”.

Towarzyska, wrażliwa, zawsze chętna do pomocy, łatwo nawiązywała kontakty, co bardzo pomagało jej w podróżowaniu. Fascynowały ją nie tylko same wyprawy, ale i ludzie, których chciała poznawać tak samo, jak nowe kraje i kontynenty.

Im mniej planów, tym bardziej interesująco

Po powrocie z Azj została koordynatorką Wielkiego Milenijnego Rowerowego Rajdu Pokoju. Jej kolejnym marzeniem była rowerowa wycieczka dookoła świata. Do tej pory realizowała wszystkie swoje plany, jednak tym razem los chciał inaczej, a ona przekonała się, że “Im mniej planów, tym bardziej interesująco.”

Poznali się na targach ezoterycznych. “Chopin”, czyli Radek Siuda też był podróżnikiem i też miał swoje plany. Szybko jednak zdecydowali się zrezygnować z indywidualnych marzeń, na rzecz jednego, większego – wspólnego.

"Świat jest wielki. I fascynujący. A my zdecydowaliśmy się go zobaczyć. Zanim się poznaliśmy każde z nas miało swój plan na poznanie świata... Planem Kingi było przejechanie Świata w rowerowym Rajdzie Pokoju.Chopin chciał iść bez większych planów, a raczej z założonym celem - dookoła świata, zatrzymując się tu i ówdzie żeby popracować chwilkę i ... ruszyć dalej. Przeznaczenie miało jednak dla nas inny plan i chciało, żebyśmy zrobili to razem. Spośród wielu sposobów podróżowania wybraliśmy ten, który znamy najlepiej wierząc, że jeśli naprawdę chcemy...możemy ruszyć - Autostopem w Świat. Podróżując, nie planujemy wiele, pozwalamy raczej wydarzeniom po prostu się wydarzać, a drodze powieść nas poprzez nowe miejsca, kraje i przygody." - napisali na swojej internetowej stronie.

Prowadził nas los

30 września 1998 roku rozpoczęli wspólną podróż dookoła świata. Mieli dwa plecaki, 583 dolary, bilet w jedną stronę do Nowego Jorku i marzenia, żeby zobaczyć tyle, ile się da. Gdy kończyły się im pieniądze, pracowali, gdzie się dało. Odwiedzili obie Ameryki – od Alaski po ziemię Ognistą, Australię, Oceanię i Azję. Całą drogę przebyli autostopem. Czasem wyjątkowo oryginalnym – na Alasce “złapali okazję”, którą był prywatny samolot, z Florydy do Chicago popłynęli na stopa łodzią, z Nowej Zelandii do Vanuatu jachtem, a z panamskich wysp San Blas zabrali się statkiem wraz z kolumbijskimi przemytnikami.

Z wyprawy wrócili po 5 latach. Swoją podróżą udowodnili, że nawet największe marzenia można spełnić. Można zwiedzać świat, nie mając pieniędzy. Najważniejsze to chcieć, bo „każde marzenie jest nam dane wraz z siłą do jego spełnienia” – jak twierdziła Kinga.

Przez cały czas trwania wielkiej podróży Kinga prowadziła swoisty pamiętnik, zapisując swoje wrażenia, obserwacje. Notatki wzbogacała zdjęciami. Z jej relacji powstała później książka „Prowadził nas los”, a Kinga została uhonorowana wyjątkową nagrodą - podróżniczym Kolosem.

W podróży dookoła świata nie zdążyli jednak odwiedzić Afryki. A to właśnie Czarny Ląd był największym marzeniem Kingi. Kontynentem, którym była zauroczona od dzieciństwa.

Wiem, że dla mnie to jeszcze nie koniec podróży. Został jeszcze jeden, ostatni, olbrzymi, być może najtrudniejszy kontynent – Afryka. Tyle wiem. Nie wiem jeszcze natomiast, kiedy dokładnie, jak oraz – najważniejsze – czy razem, czy sama... Ale... wszystko w swoim czasie.

- napisała w swoim pamiętniku zaraz po powrocie do Polski.

“Ona już nie wróci”

Ten czas nadszedł dwa lata później. Jesienią 2005 roku Kinga spakowała nowy plecak, bo stary dawno się rozsypał. Na kontynent swoich marzeń wybierała się sama, z aparatem fotograficznym i pamiętnikiem.

- Nie puszczaj Kingi do Afryki, bo ona już stamtąd nie wróci – powiedziała babcia do mamy Kingi. Nikt jednak nie przypuszczał, że te słowa mogą być prorocze.

13 października 2005 r. Kinga pojechała pod Warszawę do Centrum Buddyjskiego w Grabniku, żeby pożegnać się z Chopinem. Na czas wyprawy zostawiła u niego swój komputer i czerwonego forda. Następnego dnia ruszyła w kierunku wymarzonego Czarnego Lądu.

Na upragnionym kontynencie stanęła dwa tygodnie później. W drodze przez Europę odwiedzała znajomych. 31 października przekroczyła marokańską granicę. Biała kobieta podróżująca samotnie wzbudzała nielada sensację. Jeden z poznanych w drodze Marokańczyków nazwał ją "Malaika" (anioł) i Kinga postanowiła odtąd używać tego przydomka.

Dziewczyna z Afryką w sercu

Choć wielokrotnie ostrzegano ją przed samodzielnym podróżowaniem autostopem, postanowiła zaryzykować. W Fezie złapała swoją pierwszą "okazję"– wóz konny. Przemierzała Mauretanię, Senegal, Mali. W części podróży towarzyszyły jej Kati – poznana jeszcze w Maroku Amerykanka, i Niemka Rebeka.

Przez Saharę Zachodnią Kinga przejechała złapanym na stopa samochodem. Do Burkina Faso wjechała nielegalnie, bez wizy, ukryta w ciężarówce nowo poznanej Francuzki, która jeździła po afrykańskich wioskach i rozstawiała dzieciom ukradziony z europejskiego McDonalda dmuchany zamek.

Kinga skrupulatnie prowadziła notatki. Była zmęczona upałem i ciągłą jazdą, ale zachwycona napotkanymi ludźmi, którzy, mimo że biedni, zapraszali ją do domów i traktowali jak członka rodziny.

Obserwuję życie wokół i... myślę, że miejscowi nie bardzo potrzebują mnie ani kogokolwiek, by być szczęśliwymi. To tylko nasza, zachodnia perspektywa, ludzi zaprzątniętych materialnymi dobrami, która każe nam wierzyć, że tylko dlatego, iż są biedni, nie są szczęśliwi.

Choć było jej ciężko, spełniła kolejne ze swoich marzeń – do Nigru przez pustynię przejechała na ...białym wielbłądzie. Zobaczyła też ostatnie dziko żyjące żyrafy zachodnioafrykańskie.

Afryka wyzwala najmocniejsze emocje. Wszystko wydaje się tu bardziej intensywne. Upał bardziej gorący, kurz bardziej zakurzony, kolory żywsze, muzyka bardziej trafiająca do serca, mango bardziej soczyste, bieda osiąga dno, radość życia sięga nieba, a gościnność jest nieporównywalna

– opisywała.

Gambia, Sierra Leone, Liberia, Wybrzeże Kości Słoniowej. Do kolejnych państw dostawała się bez wizy, przechodząc przez zielone granice. Wciąż ostrzegano ją przez rebeliantami, ale wszyscy spotkani po drodze ludzie, nawet uzbrojeni żołnierze, okazywali się przyjaźni i pomocni. Choć była w samym sercu konfliktu, wierzyła, że ludzie są dobrzy i nic jej się nie stanie.

Malaika

W jednym z barów w Abidżanie Kinga poznała Akuę. O tym, że dzieci są tu często sprzedawane i wykorzystywane do niewolniczej pracy słyszała już wcześniej.

Ludzie nie mają pojęcia, że istnieje jeszcze niewolnictwo i handel ludźmi. Jest tu cała masa dziewczynek przywiezionych z Ghany, które pracują ponad swoje siły. Ekua jest jedną z nich, ma około 11 lat i pracuje w garkuchni

– pisała w pamiętniku.

Właścicielka baru zgodziła się na wykupienie dziewczynki, więc Kinga napisała do swojego przyjaciela Jasona mieszkającego w Kalifornii: "Spotkałam dziewczynkę, która tęskni za rodziną i jest zmuszana do pracy. Można ją wykupić za 50 dolarów". Jason przysłał pieniądze, a Kinga postanowiła odwieźć Ekuę do jej rodzinnej wioski w Ghanie.

Dziewczynka zaczęła nazywać Kingę mamą. Swojej biologicznej matki nigdy nie poznała. Po dotarciu do rodzinnej wioski Ekuy, Kinga – na prośbę mieszkańców – nadała swojej przybranej córce nowe imię. A właściwie oddała jej swoje afrykańskie - “Malaika”.

Skoro na mnie w Afryce mówią Malaika i taki jest tytuł mojej ulubionej piosenki, dałam to imię swojej przybranej córce. Nie trwało długo, kiedy zaczęła mówić do mnie mamo

Kinga chciała zapewnić dziewczynce możliwość nauki, która dla większości dzieci jest niedostępnym luksusem. Dojechała do stolicy Ghany – Akry, żeby kupić Malaice szkolne przybory.

Nie zdążyła już zawieźć ich dziewczynce.

Niedokończona podróż

“Kochani, Jesteśmy już w Ghanie. Kiedy przyjechaliśmy leżała jeszcze w SSNIT Trust Hospital. Rozpoznała nasze głosy i reagowała na opowiadania choć sama nic nie mogła powiedzieć czy nawet otworzyć oczu. Jej stan nie pozwalał na dalsze jej tam leczenie choć lekarze robili co mogli (...) Dzięki sprawnej pomocy Honorowego Konsula Polski w Ghanie przenieśliśmy Kingę do szpitala wojskowego. Leży teraz na intensywnej terapii (niestety jej stan się pogorszył) podłączona do respiratora i otrzymuje odpowiednie leki (...) - pisał do przyjaciół Chopin, który przyjechał do Ghany na wieść o chorobie Kingi.

Wycieńczony siedmiomiesięczną podróżą organizm nie zdołał zwalczyć wyjątkowo ostrej odmiany malarii, na którą zapadła Kinga. W swoją ostatnią podróż odeszła 9 czerwca 2006, dwa miesiące po swoich 33 urodzinach. Zdążyła zwiedzić 14 krajów wymarzonej Afryki.

Prochy Kingi, które nie zmieściły się w urnie, Chopin rozsypał nad oceanem. Jej grób na gdańskim cmentarzu zdobią zdjęcia i motyle symbolizujące wolność.

**

„Życie jest marzeniem. Spełnij je.”**

Podróż Kingi zakończyła się zbyt wcześnie, jednak jej postać stała się inspiracją dla wielu ludzi, którym brakowało odwagi, żeby spełniać swoje marzenia. Kinga konsekwentnie je realizowała, choć największe z nich przypłaciła życiem.

- Nigdy nie pozwalała, aby cokolwiek powstrzymało ją od realizacji marzeń. A Afrykę nosiła w sercu. Pokochała ten kontynent. Zafascynowała ją kultura, ludzie. Przejęła się losem dzieciaków, które w Afryce muszą pracować na utrzymanie swoje i swoich rodzin. Chciała wykupić z niewoli jakieś afrykańskie dziecko. Dać mu szansę – opowiadał o Kindze Chopin.

Była niespokojnym duchem, pragnącym wolności. Pełna pasji poznawania nowych miejsc i ludzi. Chciała spróbować wszystkiego, co możliwe, czerpać z życia pełnymi garściami. Stała się symbolem życia bez ograniczeń i odważnego realizowania swoich marzeń.

Kinga to misja. To historia o dziewczynce wybawionej przez Kingę z niewoli na Wybrzeżu Kości Słoniowej, to ostatnia Kingi podróż ze szczęśliwą dziewczynką do rodzinnej wioski w Ghanie. Kinga to wrażliwość, miłość, dusza gorąca przyciągająca innych, to realizowanie w życiu uniwersalnych wartości

- napisała o Kindze jej mama.

Kinga pozostawiła po sobie internetowy pamiętnik, który pisała na bieżąco podczas całej podróży. Skrupulatnie notowała w nim wszystkie swoje spostrzeżenia, odczucia, refleksje, opisywała odwiedzane miejsca i poznanych ludzi.

"Moja Afryka"

- Zaczęłam magiczną wędrówkę z Kingą rozszyfrowując zapisane strony – opowiadała mama Kingi Krystyna Choszcz, która zebrała pozostawione materiały i opublikowała, tworząc “Moją Afrykę” - ostatnią książkę młodej podróżniczki.

- Potem pojechałam śladami córki wyruszając w głąb lądu z Abidjanu. Tak jak Kinga, korzystałam z mniej uczęszczany szlaków i tych samych łodzi. Było tak, jak sobie wyobrażałam, czytając wspomnienia i oglądając zdjęcia - opowiadała pani Krystyna.

Wpływy ze sprzedaży książki mama Kingi przeznaczyła na pomoc afrykańskim dzieciom i, kontynuując dzieło córki, założyła fundację Freespirit, wspierającą edukację małych Afrykańczyków. Udało jej się także sprowadzić do Polski swoją przybraną wnuczkę.

Malaika spędziła w naszej ojczyźnie rok, uczęszczając do gdańskiej szkoły. Po powrocie do rodzinnej wioski założyła własną rodzinę. Córeczce, którą urodziła, dała na imię Kinga Aba, na cześć młodej podróżniczki, która zanim umarła, zdążyła odmienić jej życie.

Najlepsze rzeczy są za darmo. Najlepsze rzeczy w życiu nie są wcale rzeczami


Anna.Olejniczak@polskapress.pl

źródło:
"Prowadził nas los" K. Choszcz, R. Siuda, "Moja Afryka" K. Choszcz, Fundacja Freespirit, Kolosy - sylwetki, National Geographic "Do końca w drodze"

Zobacz także:

Gdzie podczas podróży Martyna Wojciechowska zostawiła swoje serce?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kobieta

Polecane oferty

* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Komentarze 6

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

z
zarobkiewicz z Saksow

Cytat :

30 września 1998 roku rozpoczęli wspólną podróż dookoła świata. Mieli dwa plecaki, 583 dolary, bilet w jedną stronę do Nowego Jorku i marzenia.

Ja tez mialem marzenia ale pieniedzy mialem tylko na JEDEN bilet Komunikacji Miejskiej i nic poza tym. Dodatkowo, nie mialem tez pracy.

Doprawdy mala roznica.

A
Anna K.

Ta kobieta byla egoistka, nieproduktywna osoba , ktora w zasadzie wykorzystawala innych by

jej zaplacicli za wymarzone plany, przygody, Zapracuj wpierw i wtedy uzywaj zycia !!!!

T
TERESA
Pamieć o Tobie nigdy nie powinna zostać zapomniana.
M
Magda
Miałam szczęście poznać Kingę osobiście.. Była pełną pasji osobą, autorką książek.. o zawsze aktualnych wartościach i niezwykłej magii podróżowania…
Szkoda, że tak szybko skończyła się Jej życiowa podróż...
J
Jerzy
Pozdrawiam Cię Wagabundo. Zawsze będziesz na szlaku. Baba z jajami.
Nic dodac nic ujac
R
Riczi
Wielki szacunek dla tej dziewczyny .Ci co nigdy nie byli na kontynecie afrykańskim ,nie maja skali porównawczej jak odważna była Kinga .No ale cóż Moja dewiza jest , bierz przygodę pod rękę i pozwól się jej prowadzić.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet