Poeta rzecze: Starość nie jest gorsza od młodości.
Spójrzmy na tę zmyślną grę słów: „nie jest gorsza”. To przecież nie znaczy, że jest lepsza. Żaden etap w życiu człowieka nie jest ani gorszy, ani lepszy, to po prostu są inne wyzwania. Usłyszałem kiedyś ciekawe zdanie: „Gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła”. Nawet, gdy ktoś starszy czuje, że jest mu trudniej, siły nie pozwalają na sprostanie pewnym wyzwaniom, nie ma już złudzeń, zwłaszcza gdy widzi, że najbliżsi odchodzą jeden po drugim, to jednak na pewnym etapie jego wiedza o życiu staje się tak pełna, że młody człowiek może mu tylko pozazdrościć.
Ciekawe.
Oczywiście, młodość ma ogromne możliwości, może korzystać z życia w pełni i kształtować siebie - jak jej się wydaje - w nieskończoność, ale brak świadomości płynącej z bogatego doświadczenia życiowego jakoś te zapędy jednak ogranicza. Tak powstaje płynna dynamiczna równowaga - ja mam trochę tego, ty masz trochę tego. W tym sensie starość z pewnością nie jest gorsza od młodości.
Co to właściwie znaczy być starym dziś, gdy stulatkowie biegają maratony? Kiedy zaczyna się starość? Gdzie jest granica?
Trudno ją wyznaczyć. Wiele lat temu człowiek wchodził w dorosłość ledwie kończąc szkołę średnią. Gdy ludzie zaczęli masowo studiować, okres wczesnej dorosłości przesunął się na czas po studiach. Dziś średnia dorosłość zaczyna się w zasadzie po czterdziestce. Kiedy się starzejemy? Można przyjąć, że pewnym kryterium obiektywnym jest przejście na emeryturę. Tylko że to niewiele znaczy. Oczywiście, zmienia się wtedy status socjoekonomiczny - nad czym boleję - ale, paradoksalnie, wtedy zaczyna się dopiero drugie życie! Uważam, że późna dorosłość w przypadku dużej aktywności osób starszych tak naprawdę zaczyna się w momencie, gdy człowiek tej aktywności zaprzestaje. Zasadnym byłoby może wyodrębnienie kolejnego po późnej dorosłości etapu. Trudno jest jednak znaleźć na to nową nazwę. Może starość jest jednak tym najlepszym słowem? Choć może dla niektórych nie jest to wdzięczne określenie… Z drugiej strony, pamiętajmy o tym co napisał Brandstaetter: „Pragnę wyjść poza granicę pojęć, którym wciąż nadaję nowe imiona, łudząc się, że w ten sposób zmieniam ich treść”. Starość czy inne określenie - „jesień życia” - może się zacząć zarówno w wieku lat 60, jak i dużo, dużo później. To „później” jest niezwykle fascynujące, bo pokazuje, jak nieograniczone są możliwości człowieka! Na przykład moja 95-letnia przyjaciółka Elżbieta funkcjonuje w zasadzie jak człowiek dużo, dużo młodszy. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy równolatkami. Do tego nie boi się określenia „stary”.
Przyznaje się do wieku.
Oczywiście. To raczej jest nasz problem. Bo to my boimy się starości. A starość, mimo całej swojej specyfiki, po prostu przychodzi - jak każdy inny okres życia. Skoro przywołaliśmy Elżbietę… Jest fenomenem i każdy, kto ją poznaje, czuje to całym sobą.
To my boimy się starości. A starość, mimo całej swojej specyfiki, po prostu przychodzi - jak każdy inny okres życia.
I ja ją poznałam. Rozmawiałyśmy o miłości. Zacytowała Fromma:„Kochać to przede wszystkim dawać. A nie brać. Jeśli naprawdę kocham jakąś osobę, kocham wszystkich. Kocham świat. Kocham życie”.
Nie jestem w stanie zliczyć, ilu osobom ją przedstawiłem, i ile osób powiedziało, że chciałoby Elżbietę zaadoptować jako swoją babcię (sic!). Pękają przy niej ludzie, którzy wcześniej wypowiadali się bardzo ostro o seniorach. Ela jest chodzącym ciepłem, dobrocią, przyjaźnią, a w tym wszystkim jest niesamowicie pokorna, skromna, wręcz nieśmiała - zawsze bardzo zawstydzają ją owacje na stojąco, które otrzymuje po swoich prelekcjach, przemowach - a przemawia regularnie. Ludzie klaszczą, ze łzami w oczach, a ona jest speszona. I mimo że zawsze mówię: „Elu, zasłużyłaś na to całkowicie!”, ona peszy się jeszcze bardziej (śmiech). Ten jej uśmiech pełen zmieszania jest tak uroczy, że rozmiękcza każdego. Elżbieta w tym wszystkim emanuje wewnętrzną mądrością, taką prawdziwą mądrością, o jakiej marzyli filozofowie. Ciekawe jest to, że Ela jest bratanicą profesora Władysława Tatarkiewicza, i mimo że sama nie posiada tytułów naukowych, dla mnie i dla wielu osób jest prawdziwą Profesorką, Mistrzynią Mądrości, Filozofką, Oświeconą, Przebudzoną. Elżbieta jest po prostu piękna, jest pięknem samym w sobie, łączącym najpiękniejsze wartości: dobro, prawdę, miłość, sprawiedliwość, ale także wdzięk i poczucie humoru. No dobrze, ale już dość o niej, bo i tak podejrzewam, będzie bardzo speszona (śmiech).
Starość to zatem lęk czy wyzwanie?
Młodych jej nadejście może przerażać. Boimy się, że to czas, gdy przyjdzie nam kogoś stracić, że zachorujemy, zostaniemy odrzuceni, samotni, słabi, wreszcie, że śmierć będzie na wyciągnięcie ręki. A kiedy starość już przyjdzie, to okazuje się, że jest to problem, z którym należy się po prostu zmierzyć. Wtedy lęk przed nią zostaje zastąpiony przez konieczność zmierzenia się z nią. Wedle zasady: kto boi się podróży samolotem i katastrofy lotniczej, umiera przy każdym locie. Jeżeli ktoś się tym nie przejmuje i rzeczywiście przyjdzie mu zginąć w takiej katastrofie, umrze raz. Dla młodych starość to lęk, dla osób, które przekroczyły już tę granicę - wyzwanie.
Co zapewnia dobrą starość? Prócz zdrowia, oczywiście.
Jestem bezlitosny, ale ogromną rolę odgrywają tu, niestety, geny. Psychologia bada, na ile nas tworzy biologia, a na ile to, co jest na zewnątrz, wychowanie, środowisko i doświadczenia, a także własna aktywność. Wiemy, że nasza starość to interakcja wszystkich tych czynników, ale mam pewność, że mimo wszystko kwestia genetyczna jest tu szczególnie ważna. Geny to po prostu inna pozycja startowa. Co my później z tym potencjalnym dobrodziejstwem biologii zrobimy, to już inna rzecz. Jest mnóstwo czynników, które wydłużają nam życie bądź je skracają, które powodują, że żyje nam się lepiej lub gorzej. To przepastny worek okoliczności! Od czystego powietrza po relacje społeczne, które nam sprzyjają - lub nie. Na przykład życie w opresyjnym środowisku sprawia, że organizm w pewnym momencie nie wytrzymuje, mówi stop. Na dobrą starość ma też wpływ wychowanie, to, jak radzimy sobie ze stresem, jaki tryb życia prowadzimy.
Nie sztuka żyć, sztuka przeżyć, ktoś powiedział.
To, jak długo żyjemy i jak nam się żyje, jest miksem wielu czynników i uważam, że nawet jeśli twoje geny nie są najlepsze, to i tak masz szansę maksymalnie przekroczyć ograniczenia natury poprzez zdrowe życie, właściwe wybory. Nie wiem, jak bardzo, ale wiem, że dziś skutecznie można zminimalizować wpływ biologii. Trzeba zatem robić wszystko, żeby pod koniec życia móc przed sobą wyznać: „Zrobiłem, co się dało, żeby godnie, jak najlepiej i jak najdłużej żyć”.
Międzypokoleniowość, czyli kontakt z młodymi to też jest dobry sposób na długie życie w formie?
Udowodniono, że człowiek, który angażuje się, ma jakieś zadanie do wykonania, poczucie sensu, troski o innych, odpowiedzialności, żyje dłużej. W domach spokojnej starości przeprowadzono badanie. Podzielono pacjentów na dwie grupy. Jedna z nich nie miała żadnych zadań do wykonania, w drugiej uczestnikom eksperymentu powierzono roślinę, którą mieli się zaopiekować. Osoby z drugiej grupy - jak się później okazało - dłużej były w dobrej formie, dłużej żyły.
Poczucie misji?
Robota do wykonania, a co za tym idzie, odpowiedzialność. Kontakt z przyjacielsko, po partnersku nastawionymi, życzliwymi młodymi też daje poczucie spełnienia, co z pewnością działa prozdrowotnie. Jeśli człowiek żyje w otoczeniu, które go akceptuje, ma to pozytywny wpływ na psychikę. Tworzy się więź. Poczucie bycia częścią czegoś, wrażenie przynależności bardzo nas ukorzenia. Kontakt z młodością powoduje, że nie czuje się presji wieku, w myśl zasady: „z kim przestajesz, takim się stajesz”. Jest wzajemna ciekawość, inspiracja, energia. Świadomość bycia potrzebnym.
Ale działa to też pewnie w drugą stronę. Starsi - w przeciwieństwie do młodych - mają dystans do życia, lepiej znoszą przeciwności losu. Ktoś powiedział, że „w byciu starym najważniejsze jest nie dopuścić do cierpień duszy”.
Umiejętność radzenia sobie ze zmartwieniami to dar właściwy ludziom starszym, ludziom po przejściach. Wielki dar! W Internecie można obejrzeć film zrealizowany przez Centrum Aktywności Seniora z Poznania „Drogi dwudziestoletni”. Kilka starszych osób poproszono, by zwróciły się do siebie samych z czasu, gdy były ...dwudziestolatkami! I spytano, co by sobie po latach powiedzieli? Jedna z bohaterek wyznaje, jak dopiero na starość stała się świadoma siebie, że z wiekiem wyroki losu i to, co mówią o niej, przyjmuje inaczej. Człowiek starszy, ktoś, kto dużo przeżył, do wszystkiego podchodzi mądrzej. Ale, podkreślam, broda mędrcem nie czyni. Z wiekiem wiedza o nas samych, o życiu może wzrosnąć, ale nie musi.
Plan na resztę życia. Jest konieczny?
Moja znajoma wyznała, że jej starość jest szczęśliwa, bo ona nic nie musi. Ale nie buduję na tym całej teorii bezplanowości życia seniorów (śmiech). Zupełnie serio - należy rozróżnić plan rozumiany jako presję wykonywania tych czy innych zadań od planu jako możliwości realizacji różnych celów czy wręcz marzeń. Tego pierwszego seniorzy po całym życiu często mają dosyć, choć nie zawsze są w stanie wyzwolić się z ciągłego bycia pod presją. To drugie - tak jak mówiłem na podstawie badań, zdecydowanie sprzyja długości i jakości życia.
Pewna 80-latka wyznała mi kiedyś: „Starość jaka jest, każdy widzi, jednak nie można na okrągło patrzeć w lustro. Pozostaje miłość do samego siebie. To udany romans na całe życie. Najbardziej podoba mi się to, że ukończywszy swoje 80 lat, mam świadomość, że już nic nie muszę. Poza tym zawsze jest jakaś nadzieja. I trzecia rzecz - bez względu na wszystko nie można zgorzknieć”.
To jest tak piękne, mądre i prawdziwe, że żadnym słowami nie odważę się tego podsumować, bo nie zrobię tego lepiej!
Młodzi często narzekają na życie. Czasem ci starsi wydają się młodsi…
Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na efekt kohorty, czyli różnicy w okolicznościach historyczno-kulturowych, w jakich wychowują się poszczególne pokolenia. Osoby, które obecnie są na emeryturze, przynajmniej połowę życia spędziły w realiach PRL- u. Przyzwyczaiły się do tego, że było mało i niełatwo. Świat na emeryturze oferuje im dużo więcej możliwości niż świat ich młodości i umieją docenić zupełnie inną jakość życia, mają porównanie! Ponadto może pojawiać się także tendencja do tego, aby czerpać z życia pełnymi garściami, tak długo, jak to możliwe, więc nie wolno zmarnować ani chwili. Obecni nastolatkowie urodzili się natomiast w świecie, w którym „od zawsze” był wolny rynek, internet, ogrom możliwości. To mogło zadziałać rozleniwiająco - skoro wszystko jest na wyciągnięcie ręki, na kliknięcie czy stuknięcie (ekranu smartfona), to jakim cudem okazuje się, że życie stawia poważne wymagania? Ponadto młodzi ludzie od kilku lat obserwują, jak kruszą się podstawy świata społeczno-politycznego, i nawet jeśli temu kibicują, nie oznacza to, że przyjmują zmiany bez lęku. Życie wydaje im się wielką niewiadomą, trzeba wybrać swoją ścieżkę spośród miliarda możliwości... Tak, młody człowiek - używając określenia Sartre’a - czuje, że jest skazany na wolność. I to przerasta…
Moja wspaniała przyjaciółka sprzed lat, 80-letnia pani Maria mawiała: „Wilde pisze, że trzeba umieć być człowiekiem szczęśliwym. A umieć to nie znaczy, że pani czegoś dotknie, coś zje, chlaśnie kogoś w mordę czy pocałuje w czoło od niechcenia, tak sobie. Ma pani umieć być szczęśliwa, czyli wywołać w sobie stan lekkości. Często myślę o szczęściu jak o łapaniu motyli. Wyobrażam sobie, że temu człowiekowi, który biegnie za motylem wydaje się, że będzie szczęśliwy jak go złapie. A ja myślę, że złapie, czy nie to i tak najbardziej szczęśliwy jest, gdy tak pędzi. Bardziej niż wtedy, gdy weźmie motyla za łeb”.
Starsi chcą zdążyć, chcą zrealizować tyle pragnień, zobaczyć tyle rzeczy, doświadczyć, ile tylko się da. Tyle lat się nie dało, tyle lat nie wypadało, tyle lat było się uwiązanym do pracy, wychowywania dzieci... Teraz w końcu można! Naprawdę, ludzie na emeryturze niejednokrotnie przeżywają drugą młodość.
Na koniec jeszcze raz pani Maria: „Jest we mnie pęd istnienia. Wiara w to, że zawsze jest sens, dopóki tu się jest. Że nikt nie jest sam, bo każdy ma coś swojego, swój kawałek ziemi, swoje biurko, drzewo, psa, miłość, swój widok z okna, w tym nadzieja”.
Cykl w magazynie Rejsy "Dziennika Bałtyckiego"
Rozmowa z psychologiem i kulturoznawcą z Uniwersytetu SWPS, Przemysławem Staroniem zapowiada dziś nowy cykl w Rejsach: „Życie zaczyna się po osiemdziesiątce”.
Bohaterami wywiadów, reportaży będą ludzie, którzy mimo ukończonych 80 lat wciąż pozostają młodzi. Wielu z nich może pochwalić się kondycją podobną dwudziestolatkom, mają plany, spełniają marzenia, funkcjonują poza czasem, żyją pełnią, nie poddają się ograniczeniom, które narzuca metryka. Tryskają energią.
O ludziach 80 plus mówi się „pokolenie bez wieku”.
Przedstawimy ich Czytelnikom. Spytamy, jaki mają sposób na długowieczność, jak żyć, by cieszyć się - jeśli i nam będzie dane - swą drugą młodością.
Pierwszą bohaterką cyklu jest
Zobacz też: Przegląd najważniejszych wydarzeń minionych dni na Pomorzu
POLECAMY NA DZIENNIKBALTYCKI.PL:
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!