- Jestem wyczulona na punkcie krzywdy dziecka, a rana na zdjęciu zamieszczonym na portalu wyglądała poważnie. Aż boję się pomyśleć, co by się mogło stać, gdyby doszło do zakażenia - tłumaczy pani Ewelina.
To ona, zaniepokojona lekceważącą postawą matki poparzonego dziecka, w czwartek wieczorem zgłosiła sprawę na policję.
Nie pojechała z synkiem do żadnego szpitala
W grupie zrzeszającej łomżyńskie mamy na popularnym portalu społecznościowym, kobiety często doradzają sobie wzajemnie. Dzielą się wątpliwościami, także dotyczącymi stanu zdrowia swoich dzieci. Często szukają pomocy innych mam, licząc na ich doświadczenie, kiedy pomoc lekarzy nie przynosi rezultatów. Kiedy jednak jedna z kobiet zamieściła zdjęcie poparzonej nóżki dziecka, prosząc o rady na wygojenie ran, wybuchła gorąca dyskusja. Poparzenie wyglądało bowiem bardzo poważnie i uczestniczki grupy zdziwiło to, że matka - zamiast udać się na pogotowie - szuka pomocy w internecie.
- Naszych lekarzy to omijać szeroko - komentowała matka 1,5-rocznego chłopca.
Pod jej wpisem z pytaniem „co na oparzenia dla dziecka” w ciągu kilku godzin pojawiło się prawie 900 komentarzy zaniepokojonych kobiet. Większość odsyłała niefrasobliwą matkę poparzonego chłopca do szpitala. Natomiast ta co chwilę zmieniała wersję zdarzeń.
- Od początku pojawienia się wpisu śledziłam rozwój akcji, nie zabierając głosu w dyskusji. Kiedy wypowiedzi kobiety wydały się niespójne, postanowiłam sprawdzić, czy była z dzieckiem w jakiejś przychodni. Miejscowości, z których jakoby pochodzi, na jej profilu na portalu co chwila się zmieniały, więc dzwoniłam do wszystkich okolicznych szpitali. Okazało się, że żadnym się nie pojawiła. - tłumaczy pani Ewelina, jedna z mam, należących do grupy.
W tej sytuacji powiadomiła łomżyńską policję. Funkcjonariusze ustalili, że matka jest mieszkanką gminy Prostki pod Ełkiem i sprawę przekazała ełckiej policji.
Dziecko zabrali do szpitala
-Policjanci pojechali pod ustalony adres i potwierdzili, że 1,5-letni chłopczyk ma na nodze oparzenie i pęcherze - informuje sierż. Agata Kulikowska de Nałęcz, oficer prasowy KPP w Ełku.
Na miejsce wezwano karetkę pogotowia. Ratownicy opatrzyli ranę i podali dziecku leki. Trafiło do szpitala.
Matka stwierdziła, że nie widziała potrzeby wezwania pomocy medycznej i bezpośrednio po zdarzeniu udzieliła jej dziecku we własnym zakresie. Do oparzenia miało dojść około sześciu godzin wcześniej. Z oświadczenia matki wynikało, że maluch wylał na siebie herbatę, kiedy ona opiekowała się drugim dzieckiem.
Policjanci sprawdzają, czy doszło do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia przez osobę, na której ciąży obowiązek opieki. Sprawdzenia wymaga też to, czy doszło do nieudzielenia pomocy człowiekowi, znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Niezbędna będzie do tego opinia lekarska.
- Początkowo miałam mieszane uczucia. To mogła być prowokacja czy głupi żart. Niestety, okazało się to prawdą. Cieszę się, że dziecko trafiło w dobre ręce lekarzy, w które ta matka tak nie wierzyła - mówi pani Ewelina.