Dramat z 2020 roku pt. „Cząstki kobiety” pokazuje doświadczenie utraty dziecka i to, jak dorośli ludzie, przyszli rodzice, mogą załamać się po tragedii. Ukazuje też społeczne oczekiwania wobec niemogących odnaleźć się w codzienności partnerów. Mierząca się z żałobą bohaterka walczy na ekranie o odzyskanie siebie. Zarówno mąż, jak i matka oczekują od Marthy, że wypełni ich wyobrażenie na temat żałoby. Kobieta walczy ze stereotypem przypisanym kulturowo kobietom, urodziła – ale nie jest matką. Akcja filmu rozgrywa się tuż po porodzie domowym, którego bardzo realistyczna scena trwa niemal 20 minut.
Reżyser Kornél Mundruczó i autorka scenariusza Kata Weber to prywatnie życiowi partnerzy. Przyznają, że sami po stracie dziecka przez długi czas nie radzili sobie z traumą. Szukając pomysłów na spektakl teatralny, Mundruczó natrafił na fragmenty notatek w zeszycie Katy. Nosiły tytuł „Cząstki kobiety”. Zapiski stały się inspiracją dla sztuki rozgrywającej się w Polsce, napisanej dla TR Warszawa (dawniej Teatr Rozmaitości). Sztuka z kolei stała się podstawą scenariusza filmu.
- Zdałam sobie sprawę, jak niewiele filmów opowiada o poronieniach i śmierci noworodków. To dla mnie bardzo ważne, by ta historia przerwała ciszę wokół tabu. To, czego doświadczyły (kobiety po stracie dziecka - przyp. red.) to nie tylko strata, ale też największa miłość w ich życiu - mówiła Kata Weber w wywiadzie dla "The Independent".
Producentem wykonawczym filmu jest Martin Scorsese, a rolę matki gra Ellen Burstyn, laureatka Oscara za rolę w filmie „Alicja już tu nie mieszka".
"Cząstki kobiety" to nie film dla wrażliwych?
Choć film zbiera szereg pochwał, zarówno od krytyków, jak i widzów, pojawiają się głosy, że może odstraszyć przyszłe mamy od podjęcia decyzji o porodzie domowym.
- Oglądałam film. Produkcja demonizuje poród domowy. Myślę, że chyba samemu czuje się, że chce się jechać do szpitala, jeśli coś zaczyna się dziać, tym bardziej po obejrzeniu filmu. Generalnie jestem z tych ostrożnych i gdyby moja położna przy bólach co 6 minut się nie zjawiała, to bym pakowała się do samochodu i jechała do szpitala - komentuje Iwona, mama z Poznania.
- Ja nie będę oglądać. Po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że to nie na moje nerwy i wrażliwość - podkreśla Nicole, przyszła mama, która jest jeszcze przed swoim pierwszym porodem.
Z kolei doula Marianna Szymanek (kobieta zapewniające wsparcie innym w czasie ciąży i po porodzie), autorka książki "Radość rodzenia", a prywatnie matka piątki dzieci, która także rodziła w domu, podkreśla, że dla niej film "Cząstki kobiety" jest przede wszystkim historią o mierzeniu się ze stratą dziecka jako doświadczeniem ogromnie trudnym, traumatycznym i przejmującym, niezależnie od tego, czy rodzi się w domu czy w szpitalu.
- Osobiście odbieram film jako ważny w kontekście mówienia o tym, co dzieje się z matką, która traci dziecko, co może odczuwać, co może jej pomagać, jakiego wsparcia może potrzebować. Wciąż mamy bardzo mało takich dyskusji i boimy się tego tematu, a kobiety tracą dzieci na różnym etapie ciąży jak i potem - mówi Marianna Szymanek.
Czytaj też: Porody domowe zyskują popularność w czasie pandemii. To efekt wstrzymania porodów rodzinnych w szpitalach
- W tym konkretnym filmie kobieta urodziła w domu. Nie wiemy jednak, dlaczego dziecko zmarło. Sytuacja pozostaje niewyjaśniona. Obraz pokazany w filmie fabularnym jest wycinkiem jakiejś rzeczywistości. Przestrzegałabym przed wyrabianiem sobie opinii o tym, jak wygląda poród domowy i w ogóle poród na takiej podstawie. Zdecydowanie warto wyrabiać sobie własną opinię w oparciu o fakty i wiedzę, a nie filmy, subiektywne oceny czy emocje, np.: lęk. To wiedza, znajomość siebie i swoich potrzeb pozwalają podejmować bardziej świadome decyzje w zgodzie ze sobą czy w kwestii porodu, czy jakiejkolwiek innej - podkreśla doula.
Podobnego zdania jest przedstawicielka Fundacji Rodzić po Ludzku.
- Pamiętajmy, że film „Cząstki kobiety" to reżyserska wizja porodu domowego, a nie film dokumentalny. Rozumiemy, że trudności w odbiorze mogą mieć widzowie, którzy widzą poród domowy i w jego tle śmierć dziecka, z niewiadomych przyczyn. To temat bardzo trudny, nieporuszany w opiece okołoporodowej, ale to nie znaczy, że śmierci dzieci i kobiet nie mają miejsca, bo, mimo że dużo rzadziej niż dziesiątki lat temu, to nadal się zdarzają, bywa, że bez jasnego wytłumaczenia – mówi Margo Sikora-Borecka z Fundacji Rodzić po Ludzku.
- Scena porodu w filmie jest bardzo realistyczna, ale należy pamiętać, że każdy poród jest inny i to tylko jeden z milionów scenariuszy, jakie mogą się wydarzyć w życiu. Mam nadzieję, że film nikogo nie odstraszy od porodu domowego, ale uświadomi też, że żadnego porodu nie da się perfekcyjnie zaplanować. Poród jest jednym z najbardziej nieprzewidywalnych wydarzeń w życiu człowieka, niezależnie od tego, czy ma miejsce w domu czy w szpitalu. Zawsze może się okazać, że np.: akurat nie ma wybranej położnej, a zamiast niej musi być inna – dodaje Sikora-Borecka.
Zobacz też:
Przedstawiciele środowiska położniczego mają nadzieję, że odbiorcy filmu nie skupią uwagi wyłącznie na porodzie w domu, który był momentem wyjściowym całej opowieści, ale na wątku radzenia sobie ze stratą dziecka. Żałoba rodziców i śmierć noworodków czy nawet poronienia, to wciąż temat, którego nie porusza się nawet w domach.
- Nie wiemy jak się zachować, gdy kobieta po stracie dziecka wraca do pracy, nie umiemy z nią rozmawiać. Czego otoczenie oczekuje od kobiety po stracie, gdy jest w żałobie, jak ma sobie radzić? Czego od jej partnera? Film pokazuje, że każdy z bohaterów przeżywa ją inaczej, jest na przykład wątek matki bohaterki, która składa pozew w sądzie, na czym nie zależy samej bohaterce. Śmierć to wciąż jest tabu i boimy się o tym rozmawiać jako społeczeństwo – zauważa przedstawicielka Fundacji Rodzić po Ludzku.
Film poleca na swoim kanale na YouTube także Tomasz Raczek, podkreślając, że powinni go zobaczyć zarówno ci, którzy są już rodzicami, jak i osoby, które nie mają w swoim życiu doświadczenia porodu. Według niego to produkcja, która bez wątpienia wstrząsa widzami. Krytyk sugeruje też, że obraz ma duże szanse na zdobycie Oscara.
Poród domowy w Polsce: dla kogo i ile to kosztuje?
Obowiązujące od 7 kwietnia 2011 r. rozporządzenie Ministra Zdrowia o tzw. standardzie okołoporodowym stwierdza, że kobieta ma prawo wyboru miejsca do porodu i poród może odbyć się w jej domu.
Zobacz też:
Kobiety, które zdecydują się na domowy poród, płacą za niego z własnej kieszeni. Ministerstwo nie wyklucza jednak, że w przyszłości będzie finansowany przez NFZ. Poród w domu to koszt od 4,5 do 5 tys. zł.
W Polsce ponad 99 proc. dzieci przychodzi na świat w szpitalach. Z roku na rok przybywa jednak rozwiązań w domowym zaciszu. W 2015 r. było ich 136 (na ponad 370 tys. porodów), a w 2017 r. – 627 (dane GUS). Dla porównania w Anglii stanowią ponad 2 proc., natomiast w Holandii, gdzie jeszcze w 2004 r. 30 proc. kobiet rodziło w domu, w 2015 r. odsetek ten spadł do 16,3 proc. (dane European Perinatal Health Report).
W roku 2020 obserwowałyśmy duży wzrost zainteresowania porodami w domu.
- W ubiegłym roku około 300 dzieci urodziło się w domu. Dla porównania w roku 2019 - 191 razy rodzice jako miejsce narodzin swoich dzieci wybrało dom. Czas pandemii nie zwalnia nas ze stosowania się do zasad naszej kwalifikacji. Ciąża musi przebiegać prawidłowo, aby urodzić w domu - mówi Katarzyna Osadnik ze stowarzyszenia położnych Dobrze Urodzeni.
Zobacz ranking położnych:
Zobacz też ranking 20 najczęściej polecanych ginekologów w Poznaniu:
Zobacz też:
Jak ważne jest badanie piersi? Zobacz wideo:
źródło: Dzień dobry TVN
Sprawdź też:
- Lista 69 "zakazanych" imion w Polsce
- Najlepsze teksty "madek" - one naprawdę to napisały!
- Jak Poznań zmienił się w ciągu ostatnich lat? Zobacz zdjęcia i porównaj
- Najpopularniejsze imiona dla dziewczynek w Polsce: nowy ranking
- Nauczyciel płakał, jak poprawiał [ZDJĘCIA Z KLASÓWEK]
- Poznań: Nieznane murale, które zachwycają [ZDJĘCIA]