Udało jej się połączyć pasję podróżowania, pracę i macierzyństwo. Rozmowa z Anną Hnidiuk

Anna Bartosiewicz
Anna Bartosiewicz
Anna Hnidiuk współpracuje m.in. z rdzennymi mieszkańcami Meksyku. Prowadzi firmę, będąc w podróży. Na zdjęciu: Anna Hnidiuk
Anna Hnidiuk współpracuje m.in. z rdzennymi mieszkańcami Meksyku. Prowadzi firmę, będąc w podróży. Na zdjęciu: Anna Hnidiuk Archiwum prywatne Anny Hnidiuk
Anna Hnidiuk znalazła sposób na życie i utrzymywanie rodziny w podróży. Jest współzałożycielką firmy zajmującej się sprzedażą rękodzieła z Ameryki Północnej i Środkowej. Zarządza biznesem wraz z partnerem, a także wspiera dzieci z gwatemalskiej wioski w ich edukacji. Przez ostatnich 5 lat para mieszkała w Gwatemali i Meksyku, obecnie podróżuje z półtoraroczną córeczką. Rozmawiamy z Anną Hnidiuk o tym, jak to jest być przedsiębiorczynią i mamą „w drodze”.

Rozmowa z Anną Hnidiuk – podróżniczką, business woman, mamą 1,5-rocznej Julki i współwłaścicielką firmy, która oferuje rękodzieło z Ameryki Północnej i Środkowej

Wraz z mężem prowadzi Pani firmę w podróży. Sprawadzacie państwo torebki z Ameryki Północnej i Środkowej. Skąd taki nietypowy pomysł na własny biznes?
Odkąd złapałam bakcyla na podróże, bardzo chciałam mieć pracę, która pozwalałaby mi podróżować bez ograniczeń. Nie mogłam takiej znaleźć, więc stworzyłam ją sobie sama. Pomysł na biznes z rękodziełem zrodził się w 2017 roku, kiedy najpierw sama, a później wspólnie z Adamem podróżowałam po Ameryce Środkowej. Zakochałam się w meksykańskim i gwatemalskim rękodziele, sztuce i kulturze.

Z każdym przebytym kilometrem poznawaliśmy nowych interesujących artystów. Pewnego dnia uznaliśmy, że to może być sposób na finansowanie naszej dalszej podróży, bo wiadomo – budżet mieliśmy ograniczony. Na początku myślałam, że zrobimy to na małą skalę, nie planowałam otwarcia firmy. Adam natomiast przekonał mnie, że może warto jednak zaryzykować. Dałam się namówić, by resztę oszczędności przeznaczyć na inwestycję w naszą własną firmę. Tak zrobiliśmy.

Na przestrzeni ostatnich 5 lat mieszkaliście Państwo w Gwatemali i Meksyku, a ostatnio podróżujecie z 1,5-roczną córką. Czy łatwo jest łączyć rolę rodzica i nomada?
Bardzo trudno. W sumie cały czas szukamy na to sposobu. Z tego względu, że ciągle się przemieszczamy, Julia nie chodzi do żłobka, nie mamy też nikogo, kto mógłby nam pomóc w opiece nad dzieckiem, gdy pracujemy. Dlatego staramy się dzielić czas w ciągu dnia. Przykładowo, najpierw pracuję ja, a Adam zajmuje się Julką, a później się zamieniamy. W praktyce jednak nie zawsze to się udaje. Jeszcze do niedawna karmiłam Julkę piersią i była bardzo do mnie przywiązana. Nie chciała zostawać z tatą, kiedy znajdowałam się w pobliżu.

Dziecko od urodzenia towarzyszy nam wszędzie: w pracy przed komputerem, w warsztacie, gdzie powstają nasze torebki, na sesjach fotograficznych, a także na spotkaniach biznesowych czy ze znajomymi. Ktoś czytając albo obserwując nas w mediach społecznościowych może pomyśleć, ze jesteśmy taką super podróżującą rodziną, w rzeczywistości stoi za tym także wiele stresu i niekiedy moich słabych momentów, kiedy żałuję, że nasze życie nie wygląda inaczej. 

Niektórzy rodzice po urodzeniu się dziecka rezygnują z podróżowania lub wstrzymują się z wyjazdami do czasu, aż maluch podrośnie. Co poradziłaby Pani młodym mamom i tatom, którzy boją się wyjeżdżać z dzieckiem?
Jeśli chcą wyjechać, to jedyne, co mogę doradzić, to kupić dobre nosidło i wyjechać. Wbrew pozorom maluch naprawdę niewiele potrzebuje. Pampersy i jedzenie dla dziecka można kupić niemal wszędzie. Wydaje mi się, że to, co jest dla dziecka najważniejsze, to szczęśliwi i uśmiechnięci rodzice.

W życiu zawodowym współpracujecie Państwo z Meksykanami. Jak udało Wam się znaleźć partnera z tego kraju?
Naszych obecnych rękodzielników poznaliśmy osobiście. Na tym też polega moja praca: na poszukiwaniu artystów. W Meksyku czy Gwatemali świat e-commerce nie jest tak rozwinięty, jak w Polsce. Naszych partnerów nie sposób było odnaleźć w sieci. Przykładowo pan Cruz prowadzi warsztat, w którym powstaje większość naszych toreb; poznaliśmy go przez jego brata, na targach rękodzieła w San Cristobal de Lasa Casas na południu Meksyku. Z kolei panią Martę, która wykonuje dla nas haftowane bluzki, spotkałam na lokalnym targu w Meksyku.

Jak odnajduje się Pani jako Europejka w silnie zmaskulinizowanym meksykańskim świecie?
Meksyk w sumie nie jest aż tak zmaskulinizowany, jak mogłoby się wydawać. Teraz mam porównanie do Maroka, gdzie także zaczęliśmy pracować i tworzyć produkty do sklepu. Wydaje mi się, że w Meksyku mimo wszystko kobieta ma wiele do powiedzenia. Chociaż rzeczywiście na początku było tak, że panowie w warsztacie mieli większy szacunek do tego, co mówił Adam niż do moich próśb czy zaleceń. Zawsze przypominam sobie, jak podpisywałam się „Adam”, pisząc do nich wiadomości czy składając zamówienie.

Teraz jednak jest zupełnie inaczej, ponieważ my sami nadaliśmy sobie pewną rolę w firmie. Ja zajmuję się sprawami kreatywnymi, Adam natomiast bardziej biznesowymi i logistycznymi. Nasi partnerzy wiedzą dokładnie, do kogo mają się zgłosić z danym zapytaniem czy problemem. Chociaż zawsze w kwestiach spornych ostateczna decyzja należy do mnie – jest nas dwoje i musi być ktoś, kto podejmuje trudne decyzje.

Wspieracie Państwo w edukacji dzieci z gwatemalskiej wioski. Na czym dokładnie polega Wasza działalność charytatywna?
Współpracujemy z organizacją Nuevo Amanecer w Gwatemali. Jest to mała rodzinna organizacja, która skupia się na edukacji dzieciaków w miejscowości San Andres Itzapa, położonej niedaleko miasta Antigua. Codziennie po szkole dzieci mogą przyjść do rodziny Cuycuj i wspólnie z nią odrobić lekcje, pobawić się czy nauczyć się nowych rzeczy. Kiedy mieszkaliśmy w Gwatemali, pracowałam z dziećmi jako wolontariuszka. Jeździłam do nich co piątek, uczyłam je angielskiego i pomagałam im organizować różne wydarzenia dla dzieciaków.

Wraz z decyzją o naszej wyprowadzce z Gwatemali, kiedy nasza firma zaczęła w końcu przynosić zysk, podjęliśmy decyzję, że 1 procent naszych dochodów będziemy przeznaczać na organizację Nuevo Amanecer. Za pieniądze pozyskane w ten sposób kupowane są materiały niezbędne do prowadzenia zajęć, opłacany jest prąd, organizowane są wyjazdy dla dzieciaków. Dodatkowo co roku przed świętami Bożego Narodzenia organizujemy zrzutkę na wyprawki szkolne – rok szkolny w Gwatemali zaczyna się w połowie stycznia. Za zebrane środki kupujemy plecaki, nowe buty oraz przybory szkolne dla dzieci z najbardziej potrzebujących rodzin.

Importuje Pani wraz z mężem galanterię skórzaną, która odbiega pod względem designu od polskich produktów. Czy w naszym kraju jest popyt na rzeczy w stylu meksykańskim?
Okazuje się, że jest. Nasz główny produkt, czyli ręcznie robione i zdobione torby skórzane, wykonywane są z grubej skóry juchtowej, która obecnie w branży galanteryjnej została troszkę zapomniana. A szkoda, bo jest to najtrwalszy, najszlachetniejszy i moim zdaniem najpiękniejszy typ skóry. Klientki często piszą nam, że nasze torby przypominają trochę góralskie torebki. Tak jest w istocie, a jedna z naszych torebek została nawet wykorzystana jako rekwizyt w filmie „Poskromienie złośnicy”, którego akcja toczy się w Tatrach.

Oprócz toreb mamy w ofercie haftowane bluzki, które są popularne latem. Myślę, że nasi odbiorcy nie zawsze kupują to, czego aktualnie potrzebują. Często decydują się na zakup, bo nas znają, ufają nam i chcą mieć produkt, ponieważ widzieli w naszych mediach społecznościowych osobę, która go wykonała. Jesteśmy bardzo autentyczni w swojej pracy i na bieżąco relacjonujemy swoje życie w Meksyku. Pokazujemy szczegółowo, jak nasze produkty powstają i kto je wykonuje. Myślę, że to nas właśnie wyróżnia i przyciąga do nas klientów.

Jak odnaleźliście się Państwo w czasie pandemii, a jak radzicie sobie teraz, podczas kryzysu?
Pandemia wbrew pozorom była dla branży e-commerce dobrym czasem. W kwietniu 2020 roku osiągnęliśmy największą sprzedaż w historii firmy. Moim zdaniem dlatego, że ludzie byli zamknięci w domach, spędzali więcej czasu w internecie i nie wydawali pieniędzy na życie towarzyskie. W Meksyku nie wprowadzono większych obostrzeń, więc mogliśmy spokojnie pracować, wprowadzać nowe produkty i modele.

Natomiast obecny kryzys odczuwamy bardzo mocno. Choć nasza sprzedaż wciąż znajduje się na wysokim poziomie, to jednak spadek wartości złotówki i szalejąca inflacja w Polsce, a także w Meksyku, dają nam w kość. Mimo to nie mam serca podnosić cen co miesiąc, bo tak, jak wspomniałam, mamy duże grono stałych klientek. Zazwyczaj decyzja o podniesieniu cen jest poprzedzona wieloma kłótniami z Adamem.

Co może Pani doradzić innym kobietom i podróżniczkom, które mają dość pracy w korporacji i chciałyby zacząć żyć na własny rachunek?
Na początku zaznaczę, że wcale nie uważam, że praca w korporacji jest zła. Sama pracowałam w korporacji i uważam, że był to świetny czas w moim życiu. Przede wszystkim dlatego, że nie musiałam martwić się o to, czy dostanę wypłatę.

Myślę jednak, że prowadzenie biznesu nie jest dla kobiet, które nie umieją radzić sobie ze stresem. Ja nie umiem, ale mam za to świetnego partnera, który jest moim największym wsparciem w życiu prywatnym i zawodowym. Natomiast jeśli miałabym już coś doradzić, to żeby zacząć od tego, co jest w firmie najważniejsze, czyli od sprzedaży. Nie warto skupiać się na drobnostkach takich jak: super strona internetowa, zdjęcia, wizytówki czy drogie kursy. Lepiej jest zainwestować wolne środki w najpotrzebniejsze rzeczy – w przypadku naszego sklepu były to produkty z Ameryki Północnej i Środkowej – i spróbować ruszyć ze sprzedażą.

Z czasem, kiedy pojawiają się przychody, można zacząć przeznaczać je na dodatkowe rzeczy, np. ulepszenie strony internetowej, fotografie czy kursy doszkalające. Według mnie strona internetowa to podstawa, ale jest mnóstwo platform, na których można zrobić ją samodzielnie, i to naprawdę za małe pieniądze. My dopiero po 3 latach zaczęliśmy korzystać z usług fotografa, wcześniej sami robiliśmy zdjęcia lub otrzymywaliśmy je w ramach wymiany barterowej. Myślę, że zmiana nie musi wiązać się z rzuceniem się na głęboką wodę, ale warto stawiać sobie cele, aby móc pewnego dnia powiedzieć, że to już czas na wielką zmianę.

Jakie macie plany na przyszłość?
Najbliższy plan to półroczna podróż po Azji. Obecnie kończymy podróż po Maroku, gdzie udaliśmy się biznesowo w poszukiwaniu rzemieślników, którzy chcieliby zacząć z nami współpracę. W Azji natomiast zamierzamy wrócić do miejsc, w których już byliśmy i zwiedzić kraje, których jeszcze nie widzieliśmy, np. Filipiny. Po tej wyprawie chcielibyśmy wrócić do Meksyku lub Gwatemali i zostać tam dłużej. Moim marzeniem jest, żeby Julka mówiła od małego po hiszpańsku i angielsku, więc chciałabym, żeby uczęszczała do przedszkola w hiszpańskojęzycznym kraju. Dopóki prowadzimy SempreArte, nasze życie zawsze będzie „kręcić się” wokół Ameryki Łacińskiej.

Dodaj firmę
Logo firmy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów
Warszawa, pl. Powstańców Warszawy 1
Autopromocja

Pomysł na wspólny czas z dzieckiem

Materiały promocyjne partnera
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet