Jak Pani zapamiętała początki i pierwszy finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Pierwszy finał odbył się 3 stycznia 1993 roku. Wtedy jeszcze zupełnie nie wiedzieliśmy, w jaką przestrzeń wchodzimy. Wszystko było dla nas nieznane, a przez to wyjątkowe i niesamowite. Byliśmy bardzo podekscytowani, szczególnie w środowisku telewizyjnym, ponieważ ani w historii Telewizji Polskiej, ani w ogóle w historii telewizji, nie było jeszcze tak wielkiej imprezy na żywo, która odbywałaby się tylko z ramowym scenariuszem. Tak naprawdę scenariusz pisało samo życie, które na bieżąco przynosiło różne sytuacje, bohaterów, gości i rozwiązania problemów.
Gdy dowiedzieliśmy się, że zebrano 1,5 miliona złotych, to przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Przypomnę, że nie było wtedy mediów społecznościowych, ludzie po prostu oglądali telewizję i widzieli wolontariuszy zbierających pieniądze na ulicy, ich zaangażowanie. Ta energia tak się rozniosła po całej Polsce, że pod wieczór już wiedzieliśmy, że powstało coś wyjątkowego. Ponadto WOŚP wpisało się w ogromne potrzeby Polaków. Na początku lat dziewięćdziesiątych, w okresie transformacji, kiedy Polska się zmieniała i przechodziła z okresu mrocznego komunizmu w stronę demokracji i kapitalizmu ten świat się dopiero budował, a Orkiestra wpisała się w ten nurt zmian.
Czy jeszcze jakiś finał lub szczególne wydarzenia związane z WOŚP zapadły Pani w pamięci?
Trzy pierwsze finały prowadziłam razem z Jurkiem Owsiakiem w studiu, co było naturalną kontynuacją naszego programu telewizyjnego „Róbta co chceta”. Z czasem orkiestra zaczęła się rozrastać i z wydarzeniami musieliśmy wyjść dalej, poza studio, więc postawiono scenę na parkingu przed gmachem Telewizji Polskiej przy Woronicza. Tam odbywały się koncerty, które nie miały jakiejś wielkiej ekspozycji, ale ich głównym celem było zgromadzenie ludzi przed sceną.
Pamiętam, że to właśnie ja zostałam oddelegowana na tę scenę, a stamtąd łączyliśmy się ze studiem. W pewnym momencie okazało się, że koncerty stały się integralną częścią orkiestry, że na niepozornym parkingu zaczęło się dziać coś niesamowitego. Zaczęłam krzyczeć ze sceny: „Tak się bawi, tak się bawi stolica!” i to stało się później okrzykiem powszechnie znanym i używanym. Pewnie nawet ci młodzi ludzie, którzy obecnie prowadzą koncerty WOŚP i używają tego hasła, nie wiedzą, kto i kiedy je zapoczątkował.
Maciej Musiał posprząta ci mieszkanie! Co inne gwiazdy wystawiły na aukcje dla WOŚP?
Maciej Musiał proponuje posprzątanie mieszkania przy rytmach zapętlonego hitu „Explosion”, Kasia Sokołowska zaprasza na finał Top Model, a Mateusz Glen, znany w internecie jako Ta Jedna Ciotka, oferuj...
Okrzyk stał się częścią historii WOŚP, a WOŚP historii Polaków.
Tak, wtedy był to początek historii, ogromnej zmiany, czego miałam świadomość, wiedziałam, że dzieje się coś wielkiego, coś się bezpowrotnie zmienia na lepsze. Odnieśliśmy sukces, ponieważ taka inicjatywa była bardzo potrzebna. Polacy chcieli czegoś, co jest kolorowe, radosne, pozytywne, co nas odbije od smutku, szarości transformacji, potrzebowali zjednoczenia. Niezależnie od tego, czy ktoś był z lewej strony, z prawej czy ze środka, wiadomo było, że służy dobrej sprawie, pozbawionej jakichkolwiek konotacji politycznych, opartej na zrywie społecznym, ale przede wszystkim na postawie obywatelskiej, choć dopiero uczyliśmy się tego, czym jest w ogóle społeczeństwo obywatelskie.
Nie każdy jednak jest zachwycony działalnością WOŚP. Jak Pani odniesie się do hejtu, który wylewa się na Orkiestrę, w szczególności teraz, tuż przed kolejnym finałem?
Mam wrażenie, że hejt jest czymś, z czym się musimy mierzyć każdego dnia i nie dotyczy on tylko Orkiestry, choć rzeczywiście przed finałem WOŚP odczuwa go szczególnie. Myślę, że hejt jest częścią nowej rzeczywistości, żyjemy w innych czasach, opartych na polaryzacji. Ma swoje bardzo poważne konsekwencje, rośnie liczba samobójstw wśród młodych ludzi, którzy nie wytrzymują gnębienia w sieci. Morderstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza także było powiązane z mową nienawiści, co do tego nikt już nie ma wątpliwości.
To jest bulwersujące, że coś tak dobrego, niepodważalnie pozytywnego, jak WOŚP może być hejtowane. Niestety tak się dzieje, trzeba się nauczyć z tym żyć, stworzyć jakąś granicę, oddzielić od tego i, jak napisał mój tata, robić swoje, ponieważ tylko tak, nie poddając się hejtowi, nie przyjmując złej energii, możemy iść do przodu. Przede wszystkim nie wolno się dać zastraszyć, nie wolno się bać, a jednocześnie trzeba mieć tego świadomość i zachować rozsądek.
A czy pani też na własnej skórze odczuwa nieprzyjemne konsekwencje niesienia pomocy, hejt, negatywne komentarze?
Spotkałam się z hejtem wielokrotnie, na przykład w odniesieniu do informacji, którą podałam publicznie, że zaopiekowałam się i wychowałam dwie dziewczynki z domu dziecka. Odczuwam też hejt na co dzień, kiedy mówię, że wspieram Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Nie tak dawno na moim Instagramie pojawił się bardzo nienawistny wpis, nie będę cytować, bo jest naprawdę okropny. Nie nagłaśniam tego szerzej, natychmiast kasuję i zgłaszam do miejsc, które się zajmują nadużyciami, ponieważ uważam, że robienie szumu wokół hejtu i ekscytowanie się tym zajmuje więcej czasu i energii, niż działania na rzecz likwidowania go. Oczywiście jeżeli będzie coś, co będzie wymagało ode mnie reakcji, tak jak na przykład deepfaki, które miały miejsce, mówiące, że nie żyję i przedstawiające spreparowane zdjęcia z moim wizerunkiem, będę to prostować. Do tamtej sprawy zaangażowałam prawników i po prostu idę dalej.
Te fałszywe informacje o śmierci i spreparowane zdjęcia brzmią przerażająco.
To jest nasza nowa rzeczywistość, nowe czasy, w których żyjemy i nie przeskoczymy tego, tak po prostu jest. My w tym pośrednio też bierzemy udział, bo przecież bycie w sieci, korzystanie z mediów społecznościowych, jest jednocześnie przykładaniem ręki do rozwijania się hejtu. Im media społecznościowe są większe, tym większe jest pole dla popisu dla tych, którzy mogą z nich korzystać, więc trzeba po prostu robić to z głową, umieć stawiać granice i być konsekwentnym.
Zmieńmy temat na nieco bardziej pozytywny. W końcu WOŚP jest po to, żeby pomagać ludziom. Czy jest jakaś historia związana z beneficjentem WOŚP, która zapadła pani szczególnie w serce?
Proszę mi wierzyć, że prawie każdego dnia spotykam się z kimś, kto mi dziękuję, przytula i mówi: „Tak się cieszę, że mogę panią osobiście przytulić, podziękować za to, co zrobiliście, bo moje dziecko zostało uratowane, bo sprzęt orkiestry uratował mi życie, bo mój syn, moja córka dzięki wam żyją”.
Pamiętam taką scenę... To były lata dziewięćdziesiąte, kiedy byłam na festiwalu Trzech Kultur we Włodawie. Źle się wtedy poczułam i pojechałam do szpitala na badanie USG. Czekałam w kolejce wśród chorych, kiedy wjechał inkubator z maleństwem. Na inkubatorze naklejone było serce wielkiej orkiestry, obok szła młodziutka, zapłakana mama, a w inkubatorze leżał zapewne wcześniak, tak sądzę, bo miał zakryte oczy. Wszyscy oczywiście ich przepuścili, a ta pani czekała obok mnie na wynik badania.
Pamiętam, jak pielęgniarka wyjechała z dzieckiem i poinformowała mamę, że wszystko jest w porządku, po czym wezwała mnie do gabinetu po nazwisku, tak po prostu, jak się zazwyczaj zwraca do pacjentów w kolejce. Wtedy mama dziecka się do mnie obróciła i zapytała: „Boże, to ta Pani Młynarska? To Pani?”. Potwierdziłam, a ona wtedy zaczęła strasznie szlochać, przytuliła mnie i powiedziała, że nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że będzie mogła mnie spotkać. Zaczęła dziękować, inni pacjenci też się dołączyli do tych podziękowań. Tu warto wspomnieć, że szpital we Włodawie dostał od WOŚP bardzo dużo sprzętu na oddział dla noworodków.
Ta historia wydarzyła się w latach 90., prawdopodobnie to dziecko żyje, jest już dorosłym, szczęśliwym, zdrowym człowiekiem. To są chwile, dla których warto tę pracę wykonywać. Gdy z Jurkiem zaczynaliśmy „Róbta co chceta”, a potem powstał pomysł pierwszego finału, naszym celem było wsparcie oddziału kardiochirurgii Centrum Zdrowia Dziecka to nikt, absolutnie nikt, nie myślał o polityce. To, że pojawią się próby zawłaszczenia WOŚP przez polityków, to było oczywiste. Jest to łakomy kąsek. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego?
Oddając pieniądze do puszki, oddajemy głos na fantastyczną ideę. O takim wsparciu nie może nawet pomarzyć żaden polityk, to ogromny kapitał wyborczy, więc każdy chciałby się przy tym ogrzać. Po pierwszym finale byliśmy zaproszeni do pani premier Suchockiej, szykowaliśmy się, pamiętam, że miałam już wychodzić z domu, ale dostałam telefon, że Jurek to wstrzymuje, ponieważ nie chce jakiejkolwiek konotacji pomiędzy Orkiestrą a politykami. Dla Jurka WOŚP zawsze miał dawać ludziom poczucie niezależności i jedności.
33. finał WOŚP już w niedzielę. Poznaj cel tegorocznej zbiórki
33. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zbliża się wielkimi krokami. Już za kilka dni WOŚP zagra dla najmłodszych pod hasłem „Bezpieczeństwo i zdrowie dzieci”. Ty też możesz wziąć udział w tym...
Jak zmienił się WOŚP przez lata? Miała Pani okazję oglądać kulisy wydarzenia, jak ono wyglądało na początku, a jak teraz?
Na początku to była jazda bez trzymanki! Nie wiedzieliśmy, jak to ma wyglądać, jak liczy się pieniądze, jak będą wyglądały łączenia z ośrodkami telewizyjnymi, nie wiadomo było, co się w tych miastach dzieje. Teraz jest to bardzo profesjonalne, bardzo dobrze przygotowane przez fundację, która pracuje nad wydarzeniem przez cały rok.
Finał stał się wspaniałą inicjatywą, wpisaną w kalendarz Polaków na całym świecie. Nieustannie od 33 lat jestem w jakiś sposób związana z finałem. Bez względu na to, w jakiej pracuję stacji telewizjnej, zawsze dostawałam pozwolenie do udziału w Wielkiej Orkiestrze – to jest coś, co nie podlega dyskusji. Widzę, jak wszystko jest przygotowywane, organizowane, jak profesjonalna jest to praca i formuła pomocy. Pomagać może każdy, ale trzeba to robić skutecznie, konsekwentnie i przede wszystkim profesjonalnie. To jest wielka praca, o której nie muszą myśleć ludzie, którzy po prostu wrzucają pieniądze i idą dalej. To wspaniałe, że WOŚP wypracował ten system pomocy i robi to naprawdę znakomicie.
Ciekawie wygląda ten kontrast w porównaniu z początkami Orkiestry, gdy – jak to Pani niegdyś opowiadała w mediach – pieniądze leżały na podłodze w studio telewizyjnym.
To jest już coś innego. Początek orkiestry to było cudowne dzieciństwo, ale potem dziecko dorasta i jest już dorosłym, świadomym, znającym swoją wartość i mocne strony 33 letnim dorosłym człowiekiem.
WOŚP ma już doświadczenie, wie, jak stworzyć przedsięwzięcie, które jednoczy Polaków, przynosi pożytek publiczny, a jednocześnie daje radość. Pomagać trzeba umieć, to nie jest prosta sprawa, pomaganie to nie zabawa w litość i współczucie. Wolontariusze oraz fundacja przez cały rok mają mnóstwo ciężkiej pracy do wykonania, trudnej, wymagającej wiedzy o logistyce, ogromnego zaangażowania i poświęcenia.
Ludzie zarabiają w fundacji, ale na tym polega profesjonalne pomaganie. Mają zatrudnienie, a my w zamian otrzymujemy gwarancję skutecznej pomocy. Oczywiście są też wolontariusze, ale dzięki profesjonalistom wszystko jest dopięte na ostatni guzik, tak właśnie działają organizacje pozarządowe.
Ponadto, co jest ogromnie istotne, WOŚP dało nam, Polakom, możliwość poczucia się przez chwilę kimś lepszym, kolorowym, wesołym, fajnym, kimś, kto pomaga. Każdy z nas chce przez chwilę wiedzieć, że robi coś dobrego, a Orkiestra właśnie daje taką szansę. Co więcej, Orkiestra dała też młodym ludziom poczucie, że są widziani, docenieni, ważni. Pomimo tego, że są bardzo młodzi, można im powierzyć puszkę, a to bardzo ważne w budowaniu podmiotowości młodego człowieka. Jestem pełna podziwu, jak ze swojej szansy, którą nam dała Orkiestra, skorzystali młodzi ludzie. Zawsze pełni energii, zaangażowania, radośni, gotowi do niesienia pomocy i godni zaufania.
I oby ta pomoc była jak najdłużej niesiona dalej! Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Stronę Kobiet codziennie; Obserwuj StronaKobiet.pl!