263 osoby - w tym 242 pacjentów i 21 osób personelu medycznego - w 2016 roku uległo zakażeniom w szpitalach na Dolnym Śląsku. Należy podkreślić, że do tej grupy należą zarówno pacjenci, którzy z zakażeniem do szpitala już przyszli oraz ci, u których zakażenie rozwinęło się podczas pobytu w szpitalu.
Według danych Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, w ubiegłym roku ogniska epidemiczne zarejestrowano w 14 szpitalach. Niestety, w wyniku zakażenia Klebsiellą pneumoniae (odpowiedzialna przede wszystkim za zagrażające życiu zapalenie płuc czy choroby układu pokarmowego ) zmarła jedna osoba.
Prof. Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych, mówi nam, że 60 procent zakażeń szpitalnych wywołują bakterie, w tym 2/3 to szczepy Gram-ujemne, 10 procent to wirusy, 10 procent to grzyby, a pozostałe 20 procent to inne patogeny.
- W krajach rozwiniętych zakażenia szpitalne dotyczą 8 procent wszystkich hospitalizacji, zaś w krajach rozwijających się problem ten dotyczy 25 procent hospitalizacji - wylicza prof. Simon.
Według danych za 2016 rok, najwięcej zakażeń na Dolnym Śląsku spowodowanych było
- bakterią Clostridium difficile (wywołującą rzekomobłoniaste zapalenie jelit),
- Klebsiellą pneumoniae,
- norowirusami (powodującymi m.in wirusowe zakażenie przewodu pokarmowego),
- wirusem grypy A/H1N1,
- Acinetobacterem baumannii (powodujący m.in zakażenia u pacjentów przebywających na oddziałach intensywnej terapii),
- gronkowcem złocistym opornym na metycylinę,
- Enterobacterem cloacae ESBL (będącym przyczyną chorób układu oddechowego, infekcji układu moczowego, zapalenia stawów i zapalenia zastawek serca),
- drożdżakami, grzybami,
- salmonellą, shigellą (wywołującą krwawą biegunkę) czy adenowirusami lub rotawirami.
Ewa Lewczyk, przewodnicząca zespołu kontroli zakażeń szpitalnych w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej, podkreśla, że wskaźnik skorygowany (bez pacjentów na pobytach jednodniowych i pacjentów dializowanych) zakażeń wynosi w ostatnich latach około 2 procent.
- Zakażenia szpitalne dzielimy najczęściej według ich lokalizacji. Różne typy zakażeń szpitalnych mogą dominować na różnych oddziałach - na oddziałach chorób wewnętrznych mamy inne zakażenia niż np. na chirurgicznych. Na jednych oddziałach będą więc dominować zakażenia układu oddechowego lub przewodu pokarmowego, a na innych zakażenia miejsca operowanego - wyjaśnia Lewczyk.
Największym problemem w leczeniu zakażeń szpitalnych są tzw. pałeczki Gram-ujemne, jak Klebsiella pneumoniae ESBL(+), które są wrażliwe tylko na niewielką liczbę antybiotyków, co oznacza, że trudno je wyleczyć.
- Kolejnym problemem są pałeczki z rodzajów Acineto-bacter i Pseudomonas. W niektórych zakażeniach, np. krwi, przewagę mogą zyskiwać gronkowce będące florą fizjologiczną skóry. Zakażenia te występują zwłaszcza na oddziałach leczących chore noworodki lub pacjentów onkologicznych i hematologicznych, gdzie istnieje konieczność długiego utrzymywania cewników naczyniowych. Drobnoustroje te bowiem zasiedlają zwłaszcza sztuczne materiały. Dodatkowo, dla pacjentów z ciężką immunosupresją groźne są grzyby drożdżopodobne i pleśniowe - wylicza Ewa Lewczyk.
Sami sobie to zrobiliśmy
Co zwiększa ryzyko zakażenia szpitalnego? Przede wszystkim pacjenci ze skrajnych grup wiekowych (wcześniaki i osoby starsze), chorzy onkologiczni, mający słabą odporność i obarczeni np. cukrzycą, a także rozwój medycyny i duża liczba inwazyjnych procedur, którym ci chorzy są poddawani.
Profesor Krzysztof Simon zwraca uwagę tak fakt, że istotnym czynnikiem w zakażeniach, również tych szpitalnych, są patogeny alarmowe odporne na większość antybiotyków. - Można powiedzieć, że sami sobie to zrobiliśmy. Zbyt dużo antybiotyków, przerywana antybiotykoterapia - to wszystko powoduje, że takie patogeny, chcąc przetrwać uodporniają się na leki. Obecnie mamy kryzys antybiotykoterapii związany z tym, że coraz więcej bakterii jest odpornych na leki - tłumaczy konsultant wojewódzki.
Potwierdza to dr Magdalena Hurkacz, farmakolog kliniczny z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Zdarza się, że lekarze stosują antybiotyki „na wyrost” przy objawach sugerujących infekcję wirusową, czyli przy przeziębieniach, gdyż chcą uniknąć powikłań w postaci infekcji bakteryjnej - wyjaśnia dr Hurkacz. - Problem jednak w tym, że my jako pacjenci nie stosujemy antybiotyków właściwie. Przerywamy antybiotykoterapię w czasie jej trwania, gdyż widzimy poprawę stanu zdrowia. Powoduje to zjawisko występowania ukrytego (bezobjawowego) zakażenia, gdy nie wszystkie bakterie ulegają zniszczeniu. Zatem infekcja „tli się” w organizmie i gdy zmniejsza się nam odporność w wyniku np. przemęczenia, braku snu, przebytej choroby czy innych stosowanych leków (np. z grupy niesteroidowych leków przeciwzapalnych) i lekarz zaleci stosowanie antybiotykoterapii, to jest ona nieskuteczna, ponieważ bakterie już zdążyły się uodpornić na podany antybiotyk - kończy dr Hurkacz.
Szpitale ściśle trzymają się określonych przepisów. Stosują izolację standardową, ze szczególnym naciskiem na higienę rąk czy też sterylizację narzędzi chirurgicznych czy dezynfekcję i dekontaminację powierzchni, sprzętu, sal chorych oraz sal operacyjnych.
- W zależności od rodzaju rozpoznanego zakażenia, prowadzona jest izolacja, np. kontaktowa, uwzględniająca dodatkowe środki ochronne i preparaty dezynfekcyjne. Jeżeli więcej niż jeden pacjent jest zakażony tym samym drobnoustrojem, to możemy ich izolować w jednej sali (kohortacja) - wylicza Ewa Lewczyk ze szpitala przy ul. Borowskiej.
Za gronkowca idą do sądu - O ODSZKODOWANIACH CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Szpitale, nawet te spełniające wszelkie rygorystyczne procedury antyseptyczne, nie są w stanie pozbyć się całkowicie bakterii chorobotwórczych. Jeżeli pacjent leży długo w szpitalu i do tego ma obniżoną odporność, to prędzej czy później ulega zakażeniu. Piotr Żmuda z kancelarii odszkodowawczej zajmującej się sprawami medycznymi mówi, że miesięcznie ma kilka spraw z całego kraju dotyczących odszkodowań dla pacjenta za zakażenie szpitalne. Najczęściej sprawy dotyczą zakażenia gronkowcem (MRSA), nieco rzadziej HCV, HBV, HIV czy pałeczką ropy błękitnej. Należy jednak pamiętać, że nie każde zakażenie związane z pobytem w placówce medycznej jest podstawą do dochodzenia roszczeń odszkodowawczych.
- W polskim prawie obowiązuje zasada winy stanowiąca jedną z przesłanek odpowiedzialności odszkodowawczej. Oznacza to, że trzeba wykazać nieprawidłowe działanie placówki polegające np. na niedostatecznej sterylizacji i dezynfekcji narzędzi, czy złym stanie sanitarnym pomieszczeń. Sam fakt zakażenia nie wystarczy, gdyż część społeczeństwa jest nosicielami różnych patogenów np. gronkowca, który atakuje osłabiony po zabiegu operacyjnym organizm i nie jest to wina personelu medycznego - wyjaśnia Żmuda.
Dodaje, że odszkodowanie zależy od skutków, jakie zakażenie wywarło na zdrowiu pacjenta.
- Jeżeli poszkodowany całkowicie lub częściowo utracił zdolność do pracy zarobkowej albo jeśli zwiększyły się jego potrzeby lub zmniejszyły widoki powodzenia na przyszłość, może on żądać od zobowiązanego naprawienia szkody odpowiednią rentą. Z ważnych powodów sąd może zamiast renty lub jej części przyznać poszkodowanemu odszkodowanie jednorazowe - informuje Krystyna Barbara Kozłowska, p.o. Rzecznika Praw Pacjenta.
Maksymalna wysokość odszkodowania za zakażenie, rozstrój zdrowia czy uszkodzenie ciała wynosi obecnie 100 tysięcy złotych.
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!