Gdyby wierzyć niektórym naukowcom, czy tym, którzy się za nich podają, powinniśmy poniedziałek 17 stycznia tego roku spędzić pod kołdrą, czekając na zakończenie dnia. Powód? W trzeci poniedziałek pełnego tygodnia stycznia przypada Blue Monday, przez niektórych nazywany „najbardziej depresyjnym dniem w roku”.
Jego datę wyliczono na podstawie specjalnego wzoru matematycznego, którego autorem jest brytyjski psycholog z Uniwersytetu w Cardiff Cliff Arnall. Wziął on pod uwagę m. in. pogodę (krótki dzień, małe nasłonecznienie), psychikę (świadomość niedotrzymania postanowień noworocznych) ekonomię (kończą się terminy płatności kredytów związanych z zakupami świątecznymi). To również czas, jaki nam pozostał do wiosny i czekających nas dłuższych weekendów (np. do Wielkanocy czy okolic 1 maja).
Nie poddawajmy się jednak tej ponurej opinii. Niebieski poniedziałek to mit, wymysł piarowców, co przyznał zresztą sam Arnall, a opracował go na zlecenie pewnej agencji PR, która współpracowała z biurem podróży. Chodziło o wyliczenie idealnego dnia lub okresu na wybór urlopu. Arnall nie zachował się jak rasowy badacz, tylko na podstawie arbitralnie dobranych parametrów stworzył wzór, według którego przypadający na połowę stycznia dzień najlepiej wykorzystać na wyjazd wakacyjny, by „uniknąć depresji”.
Prawda jest taka, że każdy ma swój Blue Monday, bo trudno tryskać humorem, gdy za oknami szaro i ponuro, kiedy pada deszcz, silnie dmucha wiatr, a promieni słonecznych jak na lekarstwo. Ale wystarczy kilka łyków kawy, do tego trochę czekolady, tyle samo wyobraźni i mamy przed oczyma inny świat.
Bo optymizm i pogodę ducha każdy musi mieć w sobie i jeśli nawet nachodzą nas gorsze myśli, bo pada, o czymś zapomnieliśmy, czegoś nie zrobiliśmy, choć sobie obiecaliśmy, to w końcu przyjdzie wiosna (nawet gdy trwa kalendarzowa zima), dni stają się już coraz dłuższe i tylko patrzeć, jak wyruszymy na upragniony urlop.