„Kary i nagrody niczego dzieci nie nauczą”. O wychowywaniu w szkole rozmawiamy z Joanną Baranowską – prekursorką Pozytywnej Dyscypliny

Magdalena Konczal
Pozytywna Dyscyplina – na czym polega ta metoda wychowawcza i jak wdrażać ją w polskich szkołach?
Pozytywna Dyscyplina – na czym polega ta metoda wychowawcza i jak wdrażać ją w polskich szkołach? Archiwum prywatne Joanny Baranowskiej
Bez kar i nagród, a z życzliwością i partnerskim podejściem do dziecka. Pozytywna Dyscyplina to metoda wychowawcza, która jest w stanie zmienić oblicze nie tylko relacji rodzic-dziecko, ale także nauczyciel-uczeń. Z Joanną Baranowską – prekursorką Pozytywnej Dyscypliny w Polsce – rozmawiamy o tym, jak reagować na trudne emocje ucznia i co łączy naukę literek z problemami społecznymi wśród najmłodszych.

Chociaż z dnia na dzień staje się coraz popularniejsza, to wiele osób wciąż o niej nie słyszało. Czym jest Pozytywna Dyscyplina?
Jest to podejście do wychowywania dzieci, które pomaga budować pełne szacunku relacje wszędzie tam, gdzie mały człowiek spotyka się z dużym człowiekiem. Tę metodę można śmiało wdrażać w domach, ale też w przedszkolach czy szkołach. Dzięki niej dorosły ma szansę trafnie zrozumieć potrzeby dzieci, skuteczniej reagować na trudne zachowania, a także stworzyć przestrzeń na rozwój ich życiowych kompetencji.

Jakich narzędzi używa się w tej metodzie?
W Pozytywnej Dyscyplinie musimy mieć świadomość dwóch podstawowych rzeczy. Z jednej strony mamy bazę wiedzy i pewne założenia na temat tego, jak funkcjonują dzieci. Wiemy, że czasami zachowują się w trudny dla nas, dorosłych sposób. W Pozytywnej Dyscyplinie skupiamy się na tym, jak wesprzeć dzieci i pomóc im zachowywać się adekwatnie do sytuacji, aniżeli na stosowaniu „odpowiednich kar”.

Aby to zrobić, musimy rozumieć, dlaczego dzieci zachowują się źle i pomóc im realizować ich potrzeby w sposób bardziej akceptowany społecznie i zgodny z wymaganiami sytuacji. Dlatego jesteśmy nastawieni na budowanie relacji i szacunek wobec dzieci. To jest ta jedna noga Pozytywnej Dyscypliny.

Drugą są właśnie narzędzia. To konkretne wskazówki, które dorosły może zastosować, by poradzić sobie z trudnym zachowaniem dziecka, a jednocześnie dbać o jego dobrostan i rozwój umiejętności życiowych. Pozytywna Dyscyplina to dyscyplina, która uczy. Chodzi o to, by dziecko było podmiotem, a nie przedmiotem i częścią procesu rozwiązywania problemu, a nie samym problemem.

A jakby miała Pani podać jakiś konkretny przykład?
Narzędziem Pozytywnej Dyscypliny jest na przykład zadawanie pytań. Jeśli chcę, by dziecko odrobiło pracę domową albo wykonało jakieś zadanie, to mogę się z nim na to wcześniej umówić. I to już jest narzędzie Pozytywnej Dyscypliny.

Nie wydaję polecenia: „To ty masz rozpakować zmywarkę”, ale rozmawiam o tym, mówiąc na przykład: „Mamy w domu różne obowiązki. Wypiszmy je sobie, zróbmy burzę mózgów i zobaczmy, jak możemy się nimi podzielić. Razem mieszkamy w domu i bardzo by mi się przydała twoja pomoc”.

Dziecko aktywnie bierze udział w tym procesie, w jakimś sensie współdecyduje o tym, jaki jest podział obowiązków. A dorosły, który chce to wyegzekwować, nie musi mówić: „A pamiętasz? Miałeś rozpakować zmywarkę”. Może za to powiedzieć: „A na co się umawialiśmy w sprawie zmywarki?”. I ta różnica między wydaniem polecenia a zadaniem pytania, to właśnie narzędzie Pozytywnej Dyscypliny.

To może wydawać się niewiele, ale jeśli tych sytuacji codziennie mamy setki i zamiast wydawać polecenia, angażujemy dziecko w rozwiązywanie problemów, które przed nami, jako rodziną stoją, to dziecko zamiast postawy biernego wykonawcy, przyjmuje postawę aktywnego uczestnika odpowiedzialnego za procesy, które się dzieją wokół niego.

I w ten sposób uzyskujemy efekt uczenia: odpowiedzialności i samodzielności, pewności siebie, poczucia sprawstwa, poczucia, że jest się ważną częścią społeczności domowej lub szkolnej. A to właśnie jest długofalowym celem Pozytywnej Dyscypliny.

Podobne narzędzia można także wykorzystywać w szkole?
Tak, żeby przeciwdziałać trudnym sytuacjom w klasie, najpierw rozmawiamy z dziećmi o tym, jakie zasady, by nam się przydało stworzyć. A później, zamiast przyłapywać dzieci na tym, co nie wyszło, staramy się je codziennie pytać, jak nasze zasady działają.

Nauczyciel, zamiast mówić: „O nie, Jasiu, znowu gadasz na lekcji. A widziałeś nasze zasady?”, może powiedzieć: „Słuchajcie, jak uważacie, jak nam się udaje realizować zasadę, że sobie nie przerywamy?”. A później wspólnie zastanowić się, co można by zrobić lepiej. Oczywiście to wymaga chwili, żeby zaangażować dzieci i skupić się na procesie szukania rozwiązania.

„Kary i nagrody niczego dzieci nie nauczą”. O wychowywaniu w szkole rozmawiamy z Joanną Baranowską – prekursorką Pozytywnej Dyscypliny

No właśnie. Czy nauczyciel ma na to czas?
Czasami spotykam się z zarzutem, że nauczyciele nie mają czasu na takie podejście. Ale tak naprawdę nieustanne uciszanie dzieci też wymaga czasu. Ten czas nam ucieka, bo posługujemy się mało skutecznymi metodami. Z kolei we wspólnym szukaniu rozwiązania uczymy dzieci kompetencji życiowych, takich jak: kreatywność, odpowiedzialność, samoakceptacja i branie odpowiedzialności za swoje słowa.

Czy w szkołach rzeczywiście da się wdrażać rozwiązania, o których Pani mówi?
Tak, to już się dzieje w całej Polsce. W wielu szkołach nauczyciele wprowadzają Pozytywną Dyscyplinę do swojej codziennej praktyki. Jedna z nauczycielek wspólnie z dziećmi stworzyła sposób na uporządkowanie lekcji. Ustalili, że są trzy fazy mówienia. Numer jeden był wtedy, gdy mówił nauczyciel, numer dwa oznaczał, że dorosły odpowiada na pytania dzieci, a numer trzy to moment, gdy dzieci rozmawiały między sobą. Kiedy coś szło nie tak, nauczycielka mówiła: „Halo, pamiętacie, na co się umawialiśmy?”.

„Bądź grzeczna, to dostaniesz uśmieszek na tablicy motywacyjnej”, „Ucz się dobrze, a będziesz mieć same 5 na świadectwie”. Mam wrażenie, że polska edukacja jest przesycona takimi stwierdzeniami, które zapowiadają nagrodę lub karę. Jak takie „zachęty” mają się do zasad Pozytywnej Dyscypliny?

Kary i nagrody nie uczą dzieci tego, czego powinny uczyć. W jakimś sensie mówią dziecku: „nie jesteś ważny, decyduje silniejszy, nie miej swoich potrzeb i dostosuj się, a będziesz nagrodzony”. Stosowanie kar sprawia, że dzieci kombinują, manipulują i kłamią. Właściwie zachowują się jeszcze gorzej, bo kary nie uczą tego, jak zachowywać się lepiej.

Z karami jest jednak łatwiej, bo wiadomo, że dzieci ich nie lubią. Natomiast inaczej jest z nagrodami. W pierwszym momencie dzieci są uśmiechnięte i zadowolone. Ale nagrody długofalowo prowadzą do zanikania pewności siebie. Gdy pochwały znikają, dziecko czuje się zagubione: nie wie, kim jest i do czego dąży, ma wrażenie, że wszystko robi źle, bo nie ma już pochwał, naklejek czy punktów.

Czyli tablice motywacyjne, o których wspominałam, też nie są dobrym rozwiązaniem?
Może podam przykład. Dziecko, które nie jest w stanie przez 15 minut wysiedzieć w ławce i słuchać nauczyciela dostaje czarną kropkę na tablicy motywacyjnej. Ewidentnie brakuje mu jakiejś umiejętności. Tylko czy postawienie czarnej kropki czegoś go uczy?

Wyobraźmy sobie, że dziecko idzie do pierwszej klasy i nauczycielka mówi mu, by napisało literkę „a”. Ono tego nie robi, bo nie wie jak, w związku z czym dostaje czarną kropkę. Następnym razem sytuacja się powtarza. Nie możemy oczekiwać od dziecka, że powinno umieć pisać, jeśli wcześniej nie pokazaliśmy mu, w jaki sposób to zrobić. Nie możemy też karać go za to, że nie umie pisać.

Ale z jakiegoś powodu możemy karać dziecko, które nie potrafi się skupić, funkcjonować w grupie czy zarządzać swoimi emocjami. My dzieci karzemy, myśląc, że w ten sposób nauczą się to robić. To jest jakiś absurd.

To bardzo mocne porównanie... Myślę sobie, że takie rzeczy dzieją się nie tylko w przedszkolach, ale także na dalszych etapach edukacyjnych.
Tak, dziecko dalej może nie mieć tej umiejętności, więc będzie zaciskać zęby i się starać, ale ten aspekt braku pozostanie. To trochę tak jakbyśmy oczekiwali, że dziecko będzie sięgać na wyższą półkę, niż jest w stanie. Przez chwilę może ustać na palcach i czymś nadrobić. Ale to będzie generowało większe napięcie, ból w nogach u takiego dziecka, ono zupełnie opadnie z sił i może popaść w drugą skrajność, czyli na przykład w jeszcze gorsze zachowanie i zniechęcenie.

Pewnie podobnie jest z ocenami szkolnymi…
Z ocenami problem jest trochę bardziej złożony. Możemy dać ocenę w sposób, który będzie sposobem wspierającym albo karzącym. Jeśli mówimy: „Dostałeś jedynkę za karę”, to wtedy jesteśmy w takiej sytuacji jak przy stawianiu czarnej kropki.

Możemy też powiedzieć: „Dostałeś jedynkę, dlatego że zrobiłeś to tak, jak w tamtym momencie potrafiłeś najlepiej. Wierzę w ciebie, że będziesz potrafił to zrobić lepiej”. To jest po prostu informacja zwrotna: "usiądźmy razem i zastanówmy się, co tu się zadziało i co można zrobić inaczej". W Pozytywnej Dyscyplinie taki komunikat nazywamy zachętą.

Kropki i uśmieszki odnoszą się do zachowania, natomiast ocena jest jakimś odpowiednikiem wiedzy. Pewnie, że lepiej by było, gdyby dzieci jasno wiedziały, za co są ocenianie, co można by było zrealizować, wprowadzając dokładne kryteria i bardziej opisowe oceny i to też przecież się dzieje. Ale ocena sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła.

Kiedy słucham tego, co Pani mówi o Pozytywnej Dyscyplinie, mam wrażenie, że skupia się ona bardzo mocno na jednostce. Tymczasem w polskiej szkole większe znaczenie ma zbiorowość. Chciałam więc zapytać, czy da się wdrażać zasady Pozytywnej Dyscypliny w szkołach, a jeśli tak, to od czego najlepiej zacząć?

Pozytywną Dyscyplinę w znanych mi placówkach wdraża się od dwulatków, czyli od żłobka. Pierwszą rzeczą, która musi się zadziać, jest zrozumienie przez dorosłego, dlaczego dzieci zachowują się źle i jak reagować w taki sposób, żeby z czasem tych trudnych zachowań było coraz mniej. Drugą rzeczą jest angażowanie dzieci w szukanie rozwiązań.

Wówczas już w samym procesie, budujemy u nich poczucie odpowiedzialności, współdziałania, zaangażowania, tego, że wszyscy są ważni w grupie. Kolejną sprawą jest uczenie dzieci umiejętności życiowych i społecznych, które sprawiają, że będą dobrze funkcjonowały jako grupa i w rezultacie powodowały mniej trudności.

Jeśli chcemy, by dzieci były odpowiedzialne lub by na siebie nie krzyczały, to musimy je tego nauczyć. Pozytywna Dyscyplina daje konkretne ćwiczenia, które można wykorzystać także w szkole.

Na przykład w momencie, gdy jedno dziecko popycha drugie, to, które jest popychane, może powiedzieć: „Nie podoba mi się, jak mnie popychasz, chciałbym, żebyś się ode mnie odsunął”. Ważne jest to, by dzieci zostały nauczone tego sposobu komunikacji, i by nauczyciel, który pracuje z dziećmi, również stosował tego typu sformułowania. Im dzieci są młodsze, tym łatwiej przychodzi im nazywanie emocji.

A czego należałoby uczyć później?
Kiedy dzieci są nauczone podstawowego szacunku, czują się w grupie bezpieczne, mają świadomość, że nie będą karane za błędy, to wtedy bardziej możemy je zaangażować w rozmowy na temat trudnych zachowań rówieśniczych, np. złości. Zamiast karać agresora, można powiedzieć: „Wszyscy czasem się złościmy, nie tylko ty. Wspólnie możemy poszukać innego sposobu na wyrażenie złości”.

Na początku rzeczywiście trzeba więcej czasu i pracy, żeby zaangażować klasę we wdrożenie zasad Pozytywnej Dyscypliny. Ale w efekcie tych trudnych zachowań dzieci jest z czasem coraz mniej, dlatego że one się uczą samoregulacji. Już nie mają potrzeby wybuchać albo dźgać kolegi długopisem czy cyrklem, tylko mogą powiedzieć: „Jestem wściekły, muszę na chwilę wyjść”. Nagle jest o jeden problem mniej do rozwiązania przez nauczyciela.

A jak wygląda wdrażanie zasad Pozytywnej Dyscypliny, gdy mamy do czynienia z młodzieżą na przykład licealną?
Podobnie. Dla młodych ludzi ważne jest to, by traktować ich z szacunkiem i rozmawiać tak, jak z dorosłymi. Karanie i rozstawianie po kątach nie zdaje egzaminu. Nastolatkowie reagują bardzo pozytywnie, gdy wprowadza się zasady Pozytywnej Dyscypliny, choć trzeba przyznać, że czasami z nieufnością.

Dzieje się tak na przykład w momencie, gdy jakaś klasa jest określana mianem najgorszej w szkole. Nagle ktoś zaczyna ich traktować bardziej pozytywnie i pojawia się u nich faza nieufności. Zresztą mówi się też, że takie przestawienie się z tradycyjnego sposobu na ten pozytywny musi chwilę trwać.

„Kary i nagrody niczego dzieci nie nauczą”. O wychowywaniu w szkole rozmawiamy z Joanną Baranowską – prekursorką Pozytywnej Dyscypliny

Podstawą Pozytywnej Dyscypliny jest to, że kiedy ludzie zachowują się źle, to czują się źle. Taki człowiek jest albo zniechęcony, albo chce zaznaczyć swoją obecność trudnym zachowaniem. Można zrobić konkretne rzeczy, żeby te zachowania zauważyć i wyhamować, inaczej, niż poprzez karanie, które niczego nie uczy. Wymierzanie kary sprawia, że ten młody człowiek, niezależnie od tego, czy ma 2 lata, 12 czy 17, czuje się jeszcze gorzej.

Mam wrażenie, że sporo osób może mieć podejrzliwy stosunek do zasad Pozytywnej Dyscypliny. Spotkałam się z takimi opiniami, że niektóre stwierdzenia PD są sztuczne i nienaturalne (np. mówienie „Widzę, że włożyłaś w to dużo pracy”, choć chciałoby się powiedzieć „Jaki piękny obrazek namalowałaś”). Pojawiają się też mocniejsze opinie, że takie zasady mogą prowadzić do chaosu, bo dziecko staje się osobą decyzyjną, a nie dorosły. Co Pani uważa na temat takich zarzutów?

Myślę, że to właśnie nasze zachowania generują dużo chaosu. Na przykład to, że raz kogoś karzemy, a innym razem nie, bo jedną osobę lubimy mniej, a inną bardziej. A jeżeli chodzi o te stwierdzenia, które brzmią sztucznie i nienaturalnie, to uważam, że tak właśnie jest z nowymi rzeczami.

Jeśli w naszym dzieciństwie słyszeliśmy negatywne komunikaty lub chwalenie zamiast wzmacniania, to siłą rzeczy takie stwierdzenia wydają nam się bardziej naturalne. Właśnie dlatego tak ważne jest pamiętanie o tym, dlaczego my to wszystko robimy. Wówczas możemy się zapytać samych siebie, czy te oswojone stwierdzenia doprowadzają do tego, że dzieci będą się czuły silne, mocne, pewne siebie i będą umiały coraz lepiej rozwiązywać problemy? Myślę, że nie.

Jeżeli chodzi o chwalenie i pozytywne komunikaty, to ja zawsze mówię, że to jest kwestia proporcji. Raz na jakiś czas można powiedzieć dziecku, że jesteśmy z niego dumni i podoba nam się to, co robi. Ale pamiętajmy, że to są „słodycze”. Nie będziemy karmić dziecka na śniadanie, obiad i kolację cukierkami. Zdrowym wzmocnieniem są konkretne komunikaty: wdzięczność za zaangażowanie, podziękowanie za pomoc, ale też docenienie dziecka, pytaniem go o jego zdanie. I to jest właśnie zdrowe jedzenie, którym chcemy karmić dzieci, by rosły mądre, odpowiedzialne, optymistyczne i szczęśliwe.

- - -

Joanna Baranowska – psycholog i coach, od 10 lat jako pierwsza w Polsce rozpowszechnia Pozytywną Dyscyplinę. Mówca i wydawczyni książek, kursów i materiałów edukacyjnych. Prowadzi szkolenia, certyfikuje edukatorów Pozytywnej Dyscypliny. Rozpowszechnia metodę poprzez stronę www.pozytywnadyscyplina.pl. Pozytywna Dyscyplina obejmuje już serię 11 książek i szereg podręczników dla specjalistów pracujących z dziećmi w różnym wieku. Bezpłatne fragmenty książek można pobrać na stronie www.pozytywnadyscyplina.pl/1rozdzial.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Edukacja

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Przez kilka tysięcy lat kary i nagrody jednak potrafiły dzieci wiele nauczyć. Jest na to wiele dowodów empirycznych. Obecnie bzdet powtarzany tysiąc razy staje się mądrością naukową. Czy też raczej mondrością nałukową, jak w tym przypadku. Skandalem jest to , że produkcja takich bzdetów odbywa się w instytucjach nałukowych finansowanych z naszych podatków.
D
Dingo8
Szkoła w Zaborze zaprasza. Tam Pani mądra będzie mogła naocznie sie przekonać o mocy swoich pozytywnych nauk.
G
Gość
Kolejny eksperyment na dzieciach i ich rodzicach.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet