Informacja o pierwszym pozytywnym teście u naszej łyżwiarki została oficjalnie potwierdzona w ubiegłą niedzielę, 30 stycznia. Maliszewska trafiła na izolację, ale już dwa dni później jej kolejny test dał wynik negatywny. Zgodnie z zasadami, które obowiązują na igrzyskach w Pekinie, wyjście z izolacji zapewniają dwa kolejne negatywne badania, więc Polka zdawała się być blisko powrotu do treningów i startów.
Warto przeczytać
Niestety, w środę wynik znów był pozytywny (podobno niemal na granicy z negatywnym) i nie inaczej było w czwartek oraz piątek. Polacy nie zasypiali jednak gruszek w popiele – wyniki testów Maliszewskiej były zgłaszane do Medycznego Panelu Ekspertów z prośbą o warunkowe zwolnienie zawodniczki z izolacji. W nocy z piątku na sobotę, gdy dziennikarze wracali z Pekinu z ceremonii otwarcia igrzysk, zaczęły do nas docierać pierwsze nieoficjalne pogłoski, że Maliszewska faktycznie jest bliska wyjścia z izolacji. Tak też się stało – wkrótce później Polka powróciła do wioski olimpijskiej.
Aby wystartować w sobotnich eliminacjach 500 metrów Maliszewska potrzebowała jednak kolejnego negatywnego testu. Polka na wszelki wypadek przyjechała do hali osobno, przed koleżankami z reprezentacji, ale na rozgrzewkę wyjechały już tylko one – liderka naszej kadry kilka chwil wcześniej otrzymała wiadomość, że nowy test ponownie dał wynik pozytywny. Maliszewska, ze łzami w oczach, znów nie została dopuszczona do startu.
Przez ostatnie dni Polce raz dawano nadzieję, a raz ją odbierano. Ostatecznie zabranie wszelkich szans nastąpiło w sposób wyjątkowo bolesny, gdy nasza reprezentantka była już praktycznie gotowa do tego, by nareszcie wyjechać na lód.
W nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu Maliszewska zdecydowała się zabrać głos i opublikowała na Instastory długi i bardzo poruszający wpis. Kibice domyślali się, że pod względem emocjonalnym cała sytuacja musi być skrajnie trudna dla zawodniczki. Sama Maliszewska przyznała, że „nie wierzy już w igrzyska”. Oto treść jej wpisu:
Warto przeczytać
Jest mi tak cholernie ciężko odezwać się i cokolwiek powiedzieć. Dać znać, że żyję, choć uważam, że coś we mnie wczoraj umarło. Od ponad tygodnia żyję w strachu, a te wahania nastroju i płacz, który pozbawia mnie tchu, sprawiają, że nie tylko ludzie wokół mnie się martwią, ale ja sama. Wiem, że dużo osób nie rozumie tej sytuacji. Testy pozytywne, negatywne, testy bliskie wyjścia z izolacji, nagle testy pozytywne, które kwalifikują mnie do leżenia w szpitalu pod respiratorem. Później znowu dobre wyniki i szansa na warunkowe zwolnienie. Później totalna klapa. Brak możliwości... nadzieja umarła. Ostatecznie w dzień startu o 3 w nocy ludzie wyciągają mnie z izolatki... Ta noc to był horror. Spałam w ubraniu, bo bałam się, że ktoś za chwilę zabierze mnie znowu do izolatki. Przez zasłony wyglądałam tylko trochę. Jednym okiem, bo bałam się, że mnie ktoś zobaczy. Później wielka nadzieja. Pakuję się na lodowisko, startuję! Rozpakowują ubrania, rozwieszam strój... i nagle wiadomość, że oni się jednak pomylili! Że jednak nie powinni wypuszczać mnie z izolatki! Że jednak jestem zagrożeniem! Że nie mogę wystartować. Muszę wracać jak najszybciej do wioski... Ja też tego nie rozumiem. W nic już nie wierzę. W żadne testy. W żadne igrzyska. Jest to dla mnie jeden wielki ŻART. Mam nadzieję, że ten, kto tym steruje, nieźle się przy tym bawi... Mój mózg i moje serce więcej już nie zniesie. A WAM DZIĘKUJĘ. Do usłyszenia niedługo.
Mimo tego, co się wydarzyło, Maliszewska wciąż może jeszcze osiągnąć w Pekinie sukces – jeśli dalsze wyniki będą negatywne, wystartuje na 1000 i 1500 m oraz w sztafecie. W światowej czołówce jest na krótszym z dystansów, na którym kwalifikacje odbędą się w środę, a rywalizacja o medale w piątek.
Sport
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!