Zobacz wideo: Polska europejskim liderem w produkcji malin
Dr Magdalena Bergmann, socjolożka z WSG w Bydgoszczy uważa, że pewna znacząca zmiana w programie 500+ już się dokonała – reklamowany jako instrument demograficzny, prourodzeniowy, nie spełnił swoich założeń. – Został więc szybko "rebrandingowany" na program socjalny, mający na celu walkę z ubóstwem dzieci czy podnoszenie jakości życia dzieci w rodzinach przeciętnie zamożnych – mówi socjolożka. - I jako taki powinien być oceniany z punktu widzenia zarówno sprawiedliwości społecznej, jak i racjonalnego gospodarowania funduszami na politykę społeczną. Na pewno dyskusji należy poddać brak górnego pułapu dochodowego dla świadczenia. Wypłacanie go najbardziej zamożnym rodzinom ma niewiele wspólnego z socjalnymi celami programu. Szczególnie, gdy rodzinom mniej zasobnym, a mającym zwiększone potrzeby finansowe z racji choćby niepełnosprawności czy choroby dziecka, wsparcie przydałoby się na zwiększonym poziomie. Tej kwestii program nie bierze pod uwagę. Pilnego rozważenia wymaga także wysokość świadczenia. Kwota 500 zł w 2015 r. była okrągłą, czytelną PR-owo sumą. Niestety, pożera ją postępująca inflacja i drożyzna produktów codziennego użytku.
Dr Joanna Modrzyńska, politolożka z UMK w Toruniu przypomina, że 1 kwietnia 2021 r. program Rodzina 500+ skończył pięć lat, jest to więc dobry moment na podsumowanie jego efektów. Przez ten czas pojawiło się wiele analiz, które pozwalają spojrzeć na realizację tego programu z różnych perspektyw. Okres funkcjonowania programu to wydatki na poziomie około 150 mld złotych wypłacone na ponad 6,5 mln dzieci bez względu na poziom dochodów gospodarstwa domowego. Jest to bez wątpienia kluczowy program społeczny, który ma ogromny wpływ nie tylko na życie wielu polskich rodzin, dla których stał się – zwłaszcza w trudnym okresie pandemii – swego rodzaju dochodem gwarantowanym, ale ma również ogromne znacznie dla polskiej gospodarki. Z jednej strony jest jej kołem zamachowym, z drugiej stanowi dużą pozycję w budżecie państwa. Zdecydowanie bardziej skomplikowana jest sytuacja, jeśli chodzi o realizację podstawowych celów programu, którymi są: poprawa sytuacji demograficznej, redukcja ubóstwa i inwestycja w rodzinę.
– Program nie wpłynął w sposób zauważalny na przyrost liczby urodzeń, zaś niepewność spowodowana pandemią sprawiła, że w okresie luty 2020–styczeń 2021 r. urodziło się najmniej dzieci od czasu zakończenia II wojny światowej, zaś wskaźnik dzietności w Polsce będący obecnie na poziomie 1,44 (dane Eurostat) jest daleki od tego, który gwarantuje chociażby zastępowalność pokoleń (2,0), nie mówiąc już o przyroście liczby ludności – tłumaczy dr Modrzyńska.
Zdaniem politolożki na plus należy zaliczyć udział programu w zmniejszeniu skrajnego ubóstwa w polskich gospodarstwach domowych. Dane Głównego Urzędu Statystycznego wskazują na poprawę sytuacji zwłaszcza w domach wielodzietnych oraz tych, w których rodzic samodzielnie wychowuje dziecko lub dzieci. Niestety, wypłata świadczenia jest często wykorzystywana jako pretekst do zmniejszenia wysokości alimentów czy też nawet usprawiedliwienie do zaniechania ich płacenia. Jednocześnie wielu polskich rodziców deklaruje, że świadczenie pozwala im „wiązać koniec z końcem” i wypłacone środki są przeznaczane na bieżące utrzymanie zamiast na pokrycie wydatków związanych z wychowaniem dziecka, opieką nad nim i zaspokajaniem jego potrzeb.
Było to zjawisko zauważalne zwłaszcza w czasie zdalnego nauczania – pomimo wypłaty świadczenia wiele dzieci nie miało dostępu do komputera czy internetu, co negatywnie odbijało się na ich możliwościach edukacyjnych i przyczyniało się do wykluczenia cyfrowego.
– Świadczenie ma też negatywny wpływ na gotowość do podjęcia pracy zwłaszcza u kobiet – posiadanie 3 lub 4 dzieci powoduje, że kwota świadczenia jest zbliżona do najniższej krajowej płacy, w związku z tym zauważalne jest zjawisko „wypchnięcia” kobiet z rynku pracy, które w tej sytuacji wolą zająć się dziećmi i domem (jak pokazują badania ma to miejsce zwłaszcza w rodzinach o niskich dochodach, niższym wykształceniu i z małych miejscowości) – mówi dr Modrzyńska. – Coraz wyższa inflacja sprawia, że realna wartość świadczenia jest o wiele niższa niż ta z początku funkcjonowania programu – aktualnie ekonomiści szacują, że świadczenie powinno wynosić już ponad 600 zł w odniesieniu do rosnącego minimum socjalnego. Obecnie program 500+ stał się również kartą przetargową na polskiej scenie politycznej. Pomimo znaczącego obciążenia budżetu państwa i obywateli zwiększonymi lub nowymi podatkami nikt już chyba nie ma wątpliwości, że likwidacja programu oznaczałaby polityczne samobójstwo dla partii, która zaproponowałaby takie rozwiązanie. Dodatkowo funkcjonowanie programu oznacza, że w końcu i pod tym względem trafiliśmy w końcu na „Zachód”, czyli do grupy państw, w których świadczenia tego typu są standardem.
Ekspertka podkreśla, że teraz trzeba zrobić wiele, aby program 500+ nie przyczynił się do rozwoju zjawiska dziedziczenia wyuczonej bezradności. Przede wszystkim zwiększyć liczbę miejsc w żłobkach i przedszkolach, zapewnić opiekę świetlicową i wyżywienie dla dzieci w szkołach, umożliwić zatrudnianie rodziców w niepełnym wymiarze pracy, ułatwić powrót do pracy po urlopach macierzyńskich i tacierzyńskich.
– Zachęty dla firm i poprawa dostępności do służby zdrowia i procedury in vitro mogą przynieść o wiele większe korzyści niż zaproponowana ostatnio kwota 12 tys. na dziecko do lat 3 – dodaje dr Modrzyńska. – Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że wydatki na dziecko tak naprawdę rosną wraz z nim, zwłaszcza w przypadku gdy kończy ono 18 lat i idzie np. na studia, zaś świadczenie przestaje mu w tym momencie przysługiwać.
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!