Zofia Sadowska – zapomniana przez skandal
O Sadowskiej pisali w zasadzie tylko jej wrogowie. W zapiskach przyjaciół i osób sobie życzliwych pojawia się rzadko lub wcale. „Dziwna blondynka, energiczna, wygadana i jakaś męska” – podsumowała ją w swoim dzienniku pisarka Maria Dąbrowska. Zwracała na siebie uwagę strojem – w czasach, gdy przyzwoite kobiety nosiły suknie, ona chodziła w garniturze z krawatem i binoklach. Choć w przedwojennej Polsce była postacią powszechnie znaną, po wojnie pierwsza obszerniejsza publikacja na jej temat ukazała się dopiero w 2008 r. Dlaczego została zapomniana? Przez skandal – jeden z najgłośniejszych skandali obyczajowych dwudziestolecia międzywojennego, którego stała się główną bohaterką.
Jednak nawet zanim do tego doszło, Zofia Sadowska była osobą, która wyróżniała się na tle swojej epoki. Urodzona 28 lutego 1887 r. w Warszawie jako jedyne dziecko w średniozamożnej szlacheckiej rodzinie, musiała od początku robić wrażenie swoją inteligencją, gdyż jej rodzice podjęli niezwykłą jak na tamte czasy decyzję – postanowili córkę edukować. Młoda Sadowska zostaje wysłana do prywatnej szkoły dla dziewcząt na dwuletni kurs przygotowujący do studiów. Po jego ukończeniu w 1904 r. wyjeżdża do Petersburga, żeby podjąć naukę w Żeńskim Instytucie Medycznym. Dekadę później jako pierwsza kobieta i pierwsza Polka broni doktoratu na Wojenno-Medycznej Akademii w Petersburgu.
Lekarka, inwestorka, działaczka, lesbijka
W tym samym roku, w którym Sadowska uzyskuje doktorat, wybucha pierwsza wojna światowa. Swoje pierwsze kroki w zawodzie młoda lekarka musi więc stawiać w warunkach frontowych, pracując m.in. w szpitalach polowych Rosyjskiego Czerwonego Krzyża. Szybko się okazuje, że jest świetna w diagnozowaniu schorzeń. Czasy są burzliwe – w 1917 r. Imperium Rosyjskim wstrząsa rewolucja, a rok później wraz z końcem wojny odradza się niepodległa Polska. Zofia Sadowska postanawia wrócić do Warszawy.
Jako znakomita lekarka i jedna z nielicznych kobiet w zawodzie szybko znajduje zatrudnienie jako asystentka na wydziale medycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Otwiera też prywatną praktykę jako „lekarz chorób wewnętrznych” i bez trudu zdobywa sobie klientelę – jej gabinet odwiedzają m.in. panie z wyższych sfer i gwiazdy teatru. Jednocześnie nie stroni od życia towarzyskiego, bywa na salonach, gdzie zwraca na siebie uwagę mocnym charakterem i wyrażanymi głośno poglądami, ale też strojem („nosi marynarkę męską, do tego suknię i czapeczkę dżokejską typu podróżnego” – pisał o niej „Express Wieczorny Ilustrowany”). Współcześni szybko przypinają jej łatkę osoby konfliktowej.
Sadowska wydaje się nie przejmować tym, co o niej mówią. W czasach, gdy większość kobiet jest kompletnie zależna od mężów, ona z powodzeniem robi interesy, inwestując m.in. w kopalnie ropy naftowej i nieruchomości. W latach 20. XX w. robi prawo jazdy, kupuje auto i bierze udział w kilku Rajdach Pań. Niestety nie udaje jej się zwyciężyć.
Angażuje się też w inną „niekobiecą” sferę życia – politykę. 11 listopada 1918 r. jako część trzyosobowej delegacji udaje się do Józefa Piłsudskiego i domaga się praw wyborczych dla pań. Jeszcze w tym samym roku kobiety w Polsce jako jedne z pierwszych na świecie otrzymują prawo głosu. Sadowska staje na czele Komitetu Wyborczego Kobiet i zachęca rodaczki, by brały udział w życiu politycznym. Działaczką jest zresztą od samego początku – w czasie studiów aktywnie udzielała się w Związku Równouprawnienia Kobiet Polskich i była jedną z założycielek stowarzyszenia studentek Spójnia, jeździła też do Warszawy na zjazdy kobiet.
Jako osoba bezpośrednia i pewna siebie Sadowska nieszczególnie ukrywa też fakt, że jest lesbijką. Jej związki z kobietami są w środowisku tajemnicą poliszynela, ale ponieważ bywalczynie warszawskich salonów cenią sobie możliwość udania się po poradę medyczną do kobiety, na „niemoralne” prowadzenie się Sadowskiej przymyka się oko. Wszystko zmienia dopiero sensacyjny artykuł w bulwarowej prasie.
„W odmętach wielkomiejskiej rozpusty”. Sadowska na celowniku prasy
16 listopada 1923 r. „Express Poranny” – pismo, które dziś nazwalibyśmy tabloidem – publikuje głośny materiał, w którym oskarża Zofię Sadowską o czyny, które błyskawicznie rozpalają wyobraźnię opinii publicznej.
Nadszedł wreszcie do policji anonim o dwóch śmiertelnych wypadkach. Autor tego anonimu pisał, że w mieszkaniu dr S. odbywają się orgie tzw. safizmu – czytamy w artykule. – Kobiety narkotyzowane tajemnymi środkami lekarskimi przez dr S. dochodzą do jakiegoś obłędu miłosnego, szaleją nienaturalną żądzą... W jaskini tej giną młode ofiary, która bowiem z kobiet podekscytowana narkotykiem odda się raz niezdrowemu popędowi, zgubiona jest raz na zawsze dla męża, dla domu, dla świata.
Wstrząsające wieści błyskawicznie rozchodzą się po całym kraju. Choć nie ma dowodów potwierdzających prasowe sensacje, a policja nie stawia Sadowskiej żadnych zarzutów, plotka żyje swoim życiem. Gazety w histerycznym tonie oskarżają lekarkę, że uwodzi swoje pacjentki (w tym również nieletnie), rozbija rodziny, demoralizuje młodzież i doprowadza do samobójstw. Dziennikarze opisują rzekome orgie u „dr S.”, nie szczędząc czytelnikom pikantnych szczegółów. Po Warszawie krążą niewybredne żarty, a Julian Tuwim pisze dla kabaretu Qui Pro Quo wymowną piosenkę:
Niech was broni ręka boska,
Uciekajcie, jam Sadowska,
Łapcie siostry, matki, żony,
Kto zostanie, ten zgubiony.
Choć mijają miesiące, tzw. skandal starogrecki, czyli lesbijski nie cichnie. Najwięcej zarzutów do Sadowskiej mają zwłaszcza mężowie, którym rzekomo odbiła żony. Skupione na sensacji gazety nie podają szczegółów, które ukazałyby całą sytuację w nieco innym świetle. Nie piszą np., że jedna z rzekomo uwiedzionych ofiar, Helena Szwejcerowa, trafiła do „dr S.” wskutek pobicia przez męża ani że Sadowska pomagała jej później uzyskać rozwód.
„Dr S.” wytacza proces
Zofia Sadowska nie siedzi cicho, gdy gazety ją oczerniają. Najpierw domaga się sprostowań w prasie, a gdy to nie przynosi skutku, oskarża redaktora naczelnego „Expressu Porannego” oraz jego wydawcę o oszczerstwo w prasie. 11 lutego 1924 r. rusza jeden z najgłośniejszych procesów II RP.
Za przeciwnika Sadowska ma jednak nie tylko „Express Poranny”, ale cały potężny dom wydawniczy, publikujący wiele tytułów w całym kraju. Choć to lekarka oskarża, a przedstawiciele mediów powinni się bronić, w praktyce role błyskawicznie się odwracają. Po latach współcześni będą wspominali, że był to proces „oskarżonej o praktyki lesbijskie”. Nikt nie zajmuje się winą czy niewinnością dziennikarzy, którym zarzucono publikowanie nieprawdy – wszystkich interesują szczegóły z życia prywatnego „dr S.”. Lekarze i prawnicy debatują na temat jej orientacji seksualnej oraz stylu życia, prasa nazywa ją „wrogiem państwa i społeczeństwa”.
Sama Sadowska na pytania wprost odpowiada: „zarzut uprawiania miłości lesbijskiej nie jest hańbiący”. I wygrywa – przynajmniej początkowo. Ostatecznie wszystkie oskarżone przez nią osoby zostają uniewinnione. Prasa triumfuje, żarty nie cichną. W 1924 r. erotyczne pismo „Amorek” publikuje wierszyk, w którym pewien mężczyzna tak opisuje swoją ukochaną:
Nie wyliczyłbym wszystkiego, co posiada ten twór boski,
Lecz niestety, cóż mi z tego… Gdyż pacjentką jest Sadowskiej.
W wyniku procesu, który miał oczyścić dobre imię Zofii Sadowskiej, kobieta staje się pośmiewiskiem. Pod koniec 1926 r. sąd Naczelnej Izby Lekarskiej w osobnym procesie skazuje ją za „czyny niezgodne z etyką lekarską”. Sadowska na rok traci prawo do wykonywania zawodu.
Szpitale polowe i przyjaźń polsko-radziecka
W kolejnych latach Zofia Sadowska nadal pracuje w stolicy, praktykując medycynę. Tu zastaje ją druga wojna światowa, podczas której lekarka pomaga chorym i rannym w szpitalach polowych. Organizuje m.in. ambulatorium przy ul. Grójeckiej i szpital powstańczy na Okęciu. W 1945 r. spisuje testament, w którym przeznacza dochody z kopalni, w którą inwestowała, na stypendium dla wybitnych studentek medycyny, jednak po wojnie żadnych dochodów już nie ma.
W nowej rzeczywistości zostaje prezeską Koła Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej na Okęciu. Do końca życia przyjaźni się z Heleną Suską (wcześniej: Szwejcerową), której pomogła uciec od przemocowego męża. Gdy w 1960 r. umiera w wieku 73 lat, to właśnie jej przekazuje w spadku wszystko, co posiada.
Jedna z najgłośniejszych postaci przedwojennej Polski na wiele dekad zostaje całkowicie wymazana ze zbiorowej pamięci. Badacze epoki pomijają ją milczeniem, współcześni wspominają o niej co najwyżej w prywatnych zapiskach. Zostaje ocalona od zapomnienia dopiero w XXI w., gdy jej fascynujące życie wydobywają na światło dzienne działacze gejowscy oraz historycy ruchu LGBT+.
Źródła:
Wojciech Szot, „Panna doktór Sadowska”, wyd. Dowody na Istnienie, 2020
Krzysztof Tomasik, „Homobiografie”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2008
Kobieta
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wielki powrót Ireny Santor na salony! Wszyscy patrzyli tylko na nią | ZDJĘCIA
- Pogrzeb Jadwigi Barańskiej w USA. Poruszające sceny na cmentarzu | ZDJĘCIA
- Gojdź ocenił nową twarz Edyty Górniak. Wali prosto z mostu: "Niech zmieni lekarza!"
- Na górze paryski szyk, a na dole… Nie uwierzycie w to, jak Iza Kuna wyszła na ulicę!