Czy miłość może zaszkodzić?
Miłość uskrzydla, jednak jak każde lekarstwo źle dawkowane, może nawet zabić. Wiemy, z życia i z literatury, że ludzie z powodu miłości popełniają zabójstwa i samobójstwa oraz podejmują inne drastyczne kroki. Z punktu widzenia sześćdziesięcioletniego kardiologa widzę, że podejście do miłości zmienia się z wiekiem. U młodych ludzi towarzyszą jej głównie czynności seksualne, później staje się ważniejsza kwestia komunikacji, łączności, bliskości.
Jak serce reaguje na miłość? Czasem czujemy, jak tłucze się nam w piersi na widok ukochanej osoby...
Szybsze bicie serca, jeśli wiąże się z pobudzeniem układu adrenergicznego, nie jest dla naszego organizmu zbyt korzystne. Serce bez przerwy wykonuje gigantyczną pracę, bijąc średnio z prędkością od 70 do 100 uderzeń na minutę. Ta nasza pompa ssąco-tłocząca przepompowuje w ciągu zaledwie jednej godziny od 350 do 400 litrów krwi. W ciągu przeciętnego życia człowieka kurczy się nawet 3,5 miliarda razy. Wiadomo już, że wszystko, co związane ze stresem, zwłaszcza trwającym dłużej, nie jest dla człowieka przyjazne.
Tętno powyżej 100 uderzeń na minutę bywa więc groźne?
Zależy to od wielu czynników. U zdrowego dwudziestolatka to nie problem, za to u siedemdziesięciolatka pojawia się ryzyko ujawnienia skłonności do zachorowania. Jeśli ktoś ma cukrzycę, nadciśnienie, pali papierosy, jest gruby i mało się rusza, a dochodzą do tego jeszcze emocje związane z życiem uczuciowym i intymnym, mogą być problemy. Namawiam w takiej sytuacji do oddychania przeponowego - wolnego wdechu, zatrzymania powietrza i następnie wolnego wydechu i znów poczekania przed kolejnym wdechem. Takie oddychanie wpływa na układ wegetatywny, zwalnia pracę serca, działa antystresowo. To są naturalne metody. Ale także spędzanie czasu z ukochaną osobą może prowadzić do zdrowego wyciszenia, spadku napięcia nerwowego i zwolnienia pracy serca.
Czy człowiek, którego serce bije szybciej, żyje krócej?
Są teorie, mówiące, że każdy człowiek ma przypisaną określoną liczbę uderzeń serca w życiu. Jest to jednak zbyt skomplikowane zjawisko, by prosto przeliczać uderzenia serca na długość życia. Mięsień sercowy najczęściej zabija choroba wieńcowa. Jeśli ktoś ma zwężone naczynia wieńcowe, to podczas wykonywania cięższej pracy serce zaczyna się szybciej kurczyć i dochodzi do niedokrwienia. Pojawiają się zaburzenia elektrolitowe, które mogą spowodować zatrzymanie krążenia. Dlatego uparcie powtarzam, że choroba wieńcowa jest wyjątkowo bezwzględnym i masowym mordercą. Proszę sobie wyobrazić halę widowiskową, w której zgromadziło się 5 tysięcy osób. Trochę mniej niż połowa z nich, czyli ponad dwa tysiące, prędzej lub później umrze na serce.
Czy pacjenci kardiologiczni pytają pana o ryzyko związane z zakochaniem?
Pytania raczej dotyczą kwestii bardziej prozaicznej, czyli życia seksualnego po przebytym zawale serca. Dla 80 proc. mężczyzn seks jest bardzo ważny i uważam, że lekarze zbyt rzadko rozmawiają na ten temat z pacjentami, którzy przeszli incydent sercowy. A dla chorych jest to poważny problem.
Jest się czego bać?
Nie, jeśli w porozumieniu z lekarzem zachowuje się względy bezpieczeństwa. Lekarz powie, co wolno, a czego nie wolno robić. Kiedy widzi, że pacjent nie jest stabilny, radzi, żeby zwolnić. Przy okazji warto dodać, że u mężczyzn obciążonych czynnikami ryzyka problemy z erekcją są często pierwszym sygnałem choroby naczyń, która za pięć lat może dać efekt w postaci zawału serca.
Znane są przypadki nagłych zgonów w czasie miłosnych uniesień?
Wiemy o takich przypadkach. Przyczyną mogą być zawały serca, ale także udary mózgu.
Jeśli miłość jest nieszczęśliwa, mówi się, że ktoś złamał drugiej osobie serce, albo że serce pęka nam z bólu. To tylko przenośnie?
Istnieje rzadka choroba - zespół takotsubo (znany także jako kardiomiopatia stresowa), który zwany jest przez niektórych zespołem złamanego serca. Z kolei duże emocje mogą spowodować nagły skok ciśnienia, co czasem powoduje ból w klatce piersiowej i nagłe zatrzymanie krążenia. Mogą też zrobić się ogniska zatorowe, które nagle ruszą do mózgu. Nie twierdzę, że to jest standard, ale takie rzeczy zdarzają się wskutek nagłego stresu, związanego z bardzo silnymi emocjami.
Czy to właśnie jest przyczyną, dla której od wieków utożsamiamy nasze „pompy ssąco-tłoczące” z szeroko pojętymi uczuciami?
Trudno powiedzieć, od czego to się zaczęło. Już w starożytnym Rzymie łączono serca z uczuciami. Przy czym ów sentymentalny wizerunek serca nie zawsze jest zgodny z wiedzą anatomiczną. Jak wiadomo, symboliczne serduszka niewiele mają wspólnego z prawdziwym obrazem mięśnia sercowego. Również przekonanie, że serce mamy po lewej stronie nie jest zgodne z prawdą.
To gdzie ono jest?
Na dobrą sprawę serce jest bardziej pośrodku. Wprawdzie większa część znajduje się po lewej stronie mostka, ale spora zostaje też po prawej stronie. Tymczasem proszę zwrócić uwagę, jak na amerykańskich filmach patriotycznych bohater, przysięgając na Ojczyznę, dotyka lewej części klatki piersiowej. Z punktu widzenia kardiologa powinien dotykać raczej mostka.
Namnożyło się w potocznym języku tych serc. Serce nie sługa, życzę z całego serca, daję coś komuś od serca, człowiek bez serca...
Można dodać jeszcze cytat z Adama Mickiewicza „Miej serce i patrzaj w serce”, czyli bądź dla ludzi wyrozumiały i nie oceniaj ich powierzchownie.
Mamy jeszcze tyle ważnych dla życia organów, a nie mówimy „co z oczu, to z wątroby” , „oddaję komuś całą nerkę”, „czego oczy nie widzą, tego mózgowi nie żal”. Dlaczego?
Trudno wyobrazić sobie dramatyczną, nagłą śmierć w wyniku zatrzymania wątroby. Kiedy serce przestaje pracować, po kilku sekundach dochodzi do utraty przytomności, a po kilku minutach do nieodwracalnych zmian w mózgu i śmierci człowieka. W przypadku innych narządów także łatwo można sobie wyobrazić pojawienie się śmiertelnego niebezpieczeństwa wskutek ich uszkodzenia, ale wizerunkowo to zatrzymanie się akcji serca daje najbardziej spektakularne, dramatyczne efekty.
I tak ludzkie życie, łącznie z wysokimi uczuciami, kojarzy się nam z sercem. Nie uważa pan, że powinien to być raczej mózg?
Proszę spojrzeć na człowieka, który wskutek choroby utracił przytomność, jest w stanie śpiączki. Ocena, czy jego mózg pracuje, nie jest taka prosta, za to nawet laik może sprawdzić, czy jego serce bije. Tak nawiasem mówiąc, kiedyś ludzie głównie umierali na serce. Nowoczesne leczenie zawałów sprawiło, że wzrasta liczba udarów mózgu. Pacjenci, którzy leczeni najnowszymi metodami przeżywają zawał serca, wracają do domów, żyją dłużej, a przez to „dorastają” do problemów neurologicznych. Niedawno zmarły w wieku 103 lat Kirk Douglas już jako starszy, 80-letni pan miał udar mózgu, wskutek czego stracił możliwość mówienia. Kiedy po pracy z terapeutą odzyskał mowę, założył stowarzyszenie pomocy kolegom po 70. z podobnymi problemami zdrowotnymi i wystąpił na ceremonii wręczenia Oscarów, gdzie mimo zacinania się udało mu się wygłosić mowę. Wszyscy byli pod wrażeniem.
Nie ukrywa pan, że też przed kilkoma laty przeszedł udar mózgu.
Zdarzyło się to podczas mojej pracy w parlamencie. Byłem ciężko przemęczony, wybierałem się na urlop, a że chciałem ze wszystkim zdążyć, spałem po trzy godziny dziennie. Straciłem przytomność i upadłem, uderzając głową o beton. Zrobił mi się dodatkowo krwiak mózgu, który sprawił wiele kłopotów. Dzięki bardzo dobrej opiece wyszedłem z tego w bardzo dobrym stanie. Postanowiłem też publicznie mówić o swojej chorobie. Przez to później nawiązałem nić wspólnoty ze znanym gdańskim onkologiem, profesorem Jackiem Jassemem, który również publicznie ogłosił, że miał chłoniaka. Zgodziliśmy się, że studenci medycyny powinni choć raz odbyć staż w szpitalu jako pacjenci po to, by zrozumieć chorego.
Zrozumieć, czyli mieć serce do pacjenta ?
Być dobrym dla drugiego człowieka. Trzeba robić nawet małe rzeczy, ale realne. Stąd określenie - mieć dobre serce. Wiele rzeczy, które robimy, zależy od mózgu, a jednak nikt nie mówi o drugiej osobie, że ma „dobry mózg”. To serce jest symbolem dobroci, miłości i bliskości. Powiem o bardzo prywatnej sprawie - przed ośmioma laty zmarła moja żona. Dopiero po jej śmierci zrozumiałem, jak wielki skarb straciłem. Urodziliśmy się tego samego dnia, w tym samym szpitalu. Poznaliśmy się na porodówce, razem się wychowywaliśmy, pobraliśmy mając po 21 lat. Czegoś takiego nie da się odtworzyć.
Wspólnota serc?
I ból serca po stracie. Uważam, że szukanie partnera na życie zawsze było, jest i będzie szalenie ważne dla człowieka.
Czy to prawda, że osoby będące w parach żyją dłużej?
Miłość na pewno przedłuża życie. Wiąże się to zapewne ze stabilizacją, z wytarciem pewnych szlaków. I z poczuciem bezpieczeństwa. Jeśli np. ktoś ma chore serce, a choroba ta może mieć w swoim przebiegu zatrzymanie krążenia, to samotność automatycznie oznacza wyrok śmierci. Za to obecność partnera, który wie, że trzeba podjąć akcję ratunkową, jest jedyną szansą na uratowanie życia. Nie trzeba robić sztucznego oddychania, wystarczy masaż serca i wezwanie karetki pogotowia. Szalenie ważne jest, by kształcić ludzi w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Jakość życia poprawiają też przyjaciele, najlepiej tacy, których znamy od dawna.
Nowe przyjaźnie są mniej warte?
Ostatnich kilka lat poświęciłem polityce. Gdyby pani spytała mnie, ile trwałych przyjaźni zawarłem w tym okresie, to nie wiem, czy byłbym w stanie wskazać choć jedną osobę. Do mnie, jako lekarza, często przychodzą ludzie, którzy się boją. Czasem są to ważne persony. I kiedy człowiek jest bardzo chory, wówczas pojawiają się przy jego łóżku znajomi z rytualnymi wizytami. Jeśli choroba się przedłuża, goście po jakimś czasie znikają. Rzadko zdarza się, by do takiego pacjenta znajomi przyszli po kilku miesiącach, po roku. Na dobrą sprawę osoba z przewlekłym schorzeniem zostaje ze swoim doktorem. To nie tylko kwestia braku dobrego serca ze strony rodziny, znajomych czy byłych przyjaciół, ale także właściwej opieki dołączonej do medycyny. Bo do samotności przylepiają się tysiące kłopotów i kolejnych dolegliwości. To wszystko sprawia, że do szpitali trafiają pacjenci, których główną chorobą jest samotność. Połączenie działań rodziny i pracowników socjalnych mogłoby zapobiec wielu tragediom. Do tego dochodzi szeroko pojęta prewencja chorób układu krążenia, której wdrożenie, moim zdaniem, zaoszczędziłoby 250 milionów lat życia Polaków.
Jak to pan policzył?
Przeciętny Polak żyje sześć lat krócej od mieszkańca Unii Europejskiej. Główną przyczyną jest brak prewencji chorób układu krążenia. A to naprawdę niewiele - trzeba się aktywnie ruszać, jeść mądrze, nie palić papierosów. Odszedłem już z polityki, ale nadal na sercu leży mi prewencja zdrowotna Polaków.
To porozmawiajmy teraz o miłości do polityki. Przez cztery lata był pan posłem Prawa i Sprawiedliwości, startował pan także - bez efektów - w ostatnich wyborach parlamentarnych. Żałuje pan, że się skończył romans z polityką?
Bardzo się cieszę z odejścia od polityki.
Stracił pan do niej serce?
Zrozumiałem, że nie jest to świat dla mnie. Podczas przyjęcia wigilijnego powiedziałem moim współpracownikom, że wracam do nich z kosmosu. Jeśli ktoś, tak jak stało się ze mną, ma problemy ze zdrowiem, wszystkie kwestie polityczne stają się dla niego drugorzędne. A poza tym, jeżeli człowiek zaczyna wypadać z gry, to moment, gdy staje się nieważny, przychodzi bardzo szybko.
Nie tylko choroba przemeblowała pańskie życie. Musiał pan w ostatniej kampanii zmagać się także ze skandalem wyborczym, związanym z szantażem kobiety, która groziła ujawnieniem intymnych zdjęć. Profesora pewnie by nie szantażowano, posła już tak.
Ten skandal wyborczy zakończył się złożeniem przez prokuraturę do sądu aktu oskarżenia. I to ja tam występuję jako pokrzywdzony, a szantażystka jest oskarżoną.
Mimo wszystko nie jest to przyjemne.
Nie chciałem nikogo wsadzać do więzienia. Zresztą jakie przestępstwo popełniłem? Nie mam żony, próbowałem sobie ułożyć życie. Spotykałem się z kobietą, nie wiedząc, że jest prostytutką.
Czyli istnieje życie po życiu politycznym?
Gdyby teraz zapytała mnie pani, jaki jest mój cel życiowy, odparłbym, że nie potrzebuję orderów i sławy. Chciałbym jedynie coś po sobie zostawić. To moja praca, moi pacjenci. Na razie chodzę wokół nowego budynku Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, do którego ma przeprowadzić się Klinika Kardiologii. Wiem, że za 50 lat mnie już nie będzie, a budynek będzie nadal stał. Czuję też, że muszę być nadal ważny dla moich dzieci. Chciałbym, byśmy realnie ze sobą przebywali.
A miłość?
Szukanie w późniejszym życiu partnera lub partnerki nie jest takie łatwe. Wiem to z własnego doświadczenia.