Natalia Partyka. Zaskoczyło mnie, jak bardzo Brytyjczycy przeżywają igrzyska paraolimpijskie i jak w nich aktywnie uczestniczą [ROZMOWA]

Hubert Zdankiewicz
fot. szymon starnawski / polska press
O rywalizacji w Tokio, podejściu ludzi do osób niepełnosprawnych, a także o tym, jak ważne jest dla sportowców uczestnictwo w programach społecznych mówi nam Natalia Partyka, sześciokrotna mistrzyni, a w sumie dziesięciokrotna medalistka igrzysk paraolimpijskich w tenisie stołowym.

Powiedziała pani po powrocie do Polski, że z każdym dniem coraz bardziej docenia swój brązowy medal, zdobyty w Tokio w grze pojedynczej...
Bo tak właśnie jest. Gdzieś tam na początku nie było fajnie, po półfinałowej porażce z Qian Yang. Tak długo byłam przecież niepokonana (poprzednio mecz w singlu na igrzyskach paraolimpijskich Natalia Partyka przegrała w 2000 roku w Sydney – red). Było rozczarowanie, złość, smutek. Nie była to jednak pierwsza porażka w moim życiu, z którą musiałam się zmierzyć, a poza tym miałam jeszcze do rozegrania turniej drużynowy. Musiałam się szybko pozbierać.

Udało się, bo razem z Karoliną Pęk wywalczyłyście złote medale.
Zgadza się, a w międzyczasie byłam zaskoczona tym, ile pozytywnych wiadomości otrzymałam. Ludzie mi gratulowali i to zmieniło moją perspektywę. Przestałam myśleć o tym medalu w kategoriach porażki, że to tylko brąz. Kibice mówili mi: „Wow, gratulacje”, więc i ja byłam w końcu w stanie go docenić.

Może jednak – paradoksalnie – dobrze się stało, że się ten licznik zwycięstw wyzerował? Jak się tak wygrywa i wygrywa to rośnie również presja, a o tym jak trudno sobie czasem z nią poradzić przekonaliśmy się choćby na przykładzie tenisisty Novaka Djokovicia. Najpierw podczas igrzysk w Tokio, a ostatnio w finale US Open.

Może rzeczywiście dobrze, że to się stało. Wiadomo było, że taka chwila nadejdzie prędzej czy później, ktoś w końcu musiał ze mną wygrać, kiedyś musiał przyjść słabszy moment. Nie jestem robotem. Przegrałam i okazało się, że nie jest to koniec świata, że świat kręci się dalej i ma się całkiem dobrze nawet po mojej porażce. Zeszło ze mnie ciśnienie i mam nadzieję, że w następnych startach będę mogła grać na większym luzie.

Nie sposób nie zapytać w tej sytuacji o kolejne igrzyska, w Paryżu. To już za trzy lata.
Czyli tak naprawdę za chwilę. Zleci pewnie nie wiadomo kiedy. Będę się już szykować do kwalifikacji olimpijskich. Planuję wystąpić w Paryżu, jeśli oczywiście będę zdrowa i w dobrej formie. Cieszę się z brązowego medalu, ale chciałabym się zrewanżować i odebrać to co moje.

To nie były pani pierwsze igrzyska, ale chyba jedyne w swoim rodzaju, ze względu na okoliczności. Pandemia, lockdown, przełożenie igrzysk na kolejny rok. Wielu sportowców narzekało...
Ja nie narzekałam, a kwalifikację olimpijską i paraolimpijską wywalczyłam bardzo szybko. Nie musiałam więc stresować się tym, że prawie wszystko jest odwoływane i nie wiadomo, kiedy będzie można znów normalnie startować. Przyglądałam się temu ze spokojem, co nie zmienia faktu, że brak grania na punkty był odczuwalny. Zmieniły się proporcje, bo zazwyczaj w trakcie sezonu nie ma dużo czasu na spokojny trening. Przez ten rok przed igrzyskami mieliśmy za to czas, żeby potrenować, ale brakowało sytuacji meczowych, stresu, analizy taktycznej. Czułam, że bardzo mi tego brakuje i w Tokio nie byłam w efekcie przygotowana na sto procent, bo pewne rzeczy mi pouciekały. Trzeba było sobie jednak radzić, zresztą nie tylko ja miałam takie problemy.

Co panią nakręca przed startami? Jak się pani motywuje? Niektórzy sportowcy słuchają przed startem głośno muzyki, żeby się pobudzić. Inni odwrotnie – potrzebują wyciszenia.
U mnie to zależy od sytuacji. Jaki turniej, jaki dzień i nastrój. Jak jestem przed startem zbyt spokojna, to też słucham muzyki, za to jak stresu jest za dużo, to np. czytam książkę, żeby uciec trochę myślami. Oczywiście mam też kilka swoich rytuałów przedmeczowych.

Tenisiści stołowi są tak samo przesądni, jak ziemni?
Tak, też jesteśmy (śmiech). Ja zawsze składam ręcznik w taką samą kostkę. Zawsze odbijam przed serwisem piłką w stół tyle samo razy. Takie drobne rzeczy, które nie mają wpływu na przebieg meczu, ale gdzieś tam pomagają, uspokajają.

Wracając do Tokio – jak bardzo utrudniały wam życie te wszystkie obostrzenia covidowe?
Brakowało nam swobody, możliwości robienia pomiędzy treningami i startami tego, na co się ma ochotę. Codzienne testy, najpóźniej do 8.40 rano trzeba było dostarczyć próbkę do laboratorium, więc jeśli ktoś lubi długo spać to miał problem. Trzeba było uzupełniać codziennie aplikacje, pamiętać o tym, bo za złamanie zasad groziły kary. Wszyscy jednak podlegaliśmy tym samym regułom, najważniejsze było że w końcu możemy zagrać, walczyć o medale. Że w końcu są igrzyska.

Brak kibiców bardzo doskwierał?
Na pewno, bo na igrzyskach trybuny zawsze były pełne. Tym razem były pustki i było to trochę dziwne uczucie. Mieliśmy jednak czas, żeby się na to przygotować. Poza tym dostawaliśmy dużo wsparcia z Polski, a nawet z całego świata. Takie wsparcie też dało się odczuć i również było bardzo miłe.

Były jakieś miejsca w Japonii, które by pani odwiedziła, gdyby nie obostrzenia?
Na pewno. Igrzyska to przecież także okazja do tego, by pozwiedzać, zobaczyć kawałek świata. Pięć lat temu w Rio spędziłam wiele tygodni, najpierw podczas igrzysk, a potem paraigrzysk. Był więc czas, żeby urwać się na chwilę z wioski olimpijskiej, czy to na plażę czy do miasta, albo pooglądać inne dyscypliny. To też jest zawsze fajne na igrzyskach, że jak się już zakończy swoje starty, to można pokibicować innym. W Tokio za to zaraz po ostatnich zawodach musieliśmy wracać do Polski i możliwości było znacznie mniej. Udało mi się między startami wcisnąć na finał Anity Włodarczyk w rzucie młotem, na finał tyczkarzy. Brakowało mi tego, bo kibicując innym możesz na chwilę uciec myślami od siebie. Odstresować się trochę.

Od pewnego czasu jest pani Ambasadorką marki Enea i promuje tenis stołowy. Na czym dokładnie polega pani rola w tym projekcie?
Przede wszystkim oczywiście na graniu, ale nie tylko. W ogóle bardzo fajnie, że Enea zaangażowała się we wsparcie tenisa stołowego, bo to bardzo ważne dla tej dyscypliny. Zawodnicy dostają wsparcie, a tenis stołowy zyskuje na popularności, bo pewne rzeczy są w końcu robione na wysokim poziomie, profesjonalnie. A co do mnie, to poza graniem jestem też zaangażowana w różne akcje prospołeczne. Ostatnio w projekt „Razem do stołu” Firma zaprasza wszystkich, którzy chcą aktywnie spędzać czas i zmieniać na lepsze swoje najbliższe otoczenie. Chętni będą „zbierać kilometry” na rzecz wybranych miast i gmin z terenu działania Grupy Enea. Najaktywniejsze miejscowości zdobędą stoły do tenisa stołowego, które umieszczone zostaną w ogólnodostępnych dla mieszkańców miejscach. Do wygrania są również indywidualne nagrody sportowe. Grupa Enea włączyła się także w organizację pomocy kobietom, które odczuwają ekonomiczne, zdrowotne czy psychologiczne skutki pandemii. Akcję można było wesprzeć finansowo na siepomaga.pl. Zebrane środki przeznaczono na organizację bezpłatnych porad i konsultacji psychologicznych. Dzień Kobiet z Eneą uświetni koncert on-line zespołu Varius Manx z Kasią Stankiewicz. Enea jako sponsor wielu dyscyplin sportu, w tym tenisa stołowego, wspiera rozwój młodych sportowców, stwarzając im warunki do rozwoju umiejętności i kariery. Niebawem będą kolejne moje wspólne działania z Eneą.

Dlaczego uczestnictwo w takich akcjach społecznych jest ważne dla sportowców?
Dlatego, że pozycję jaką sobie wypracowaliśmy poprzez sport możemy wykorzystać do tego, by robić coś ważnego i potrzebnego dla innych. Myślę, że to jest wręcz nasz obowiązek, bo dzięki naszym kibicom możemy dotrzeć do większej liczby ludzi. Ja robię swoje przy stole, ale mogę również zrobić dużo poza nim. Dlatego zawsze staram się angażować, gdy widzę jakąś fajną akcję. Mnie samą w przeszłości spotkało dużo dobrego ze strony innych ludzi, teraz mogę się zrewanżować.

Tenis stołowy ma chyba duży potencjał wśród dzieci i młodzieży również z tego powodu, że – przynajmniej na początku – nie jest sportem drogim, a dzięki temu dostępnym praktycznie dla każdego?
To prawda. Stoły są dziś w wielu miejscach, nawet w parkach, a na początku wystarczy po prostu w miarę przyzwoita rakietka, strój sportowy i kilka piłek. Tenis stołowy jest ponadto bardzo popularny, bo prawie każdy gdzieś tam kiedyś grał. Czy to w szkole czy na koloniach i td. Takie granie to oczywiście coś zupełnie innego niż to co robią profesjonaliści, ale potencjał jest. Fajnie byłoby móc przeciągnąć jak najwięcej ludzi na tę profesjonalną stronę. Albo po prostu sprawić, by jak najwięcej ludzi po prostu grało, przecież nie każdy musi od razu być zawodowcem. Np. pod patronatem KTS Enea Siarkopol w Tarnobrzegu swoją działalność rozpoczęła klasa sportowa tenisa stołowego. Pod okiem wykwalifikowanych trenerów sportowe pasje będą w niej rozwijali uczniowie już od pierwszej klasy szkoły podstawowej. To dla nich ogromna szansa na rozwój kariery, bo przecież musza przyjść nowi mistrzowie.

Mówi pani o tym, co sportowcy mogą dać innym, a co sportowcom daje udział w takich akcjach społecznych?
Przede wszystkim mnóstwo satysfakcji. Poza tym mamy okazję pojawić się w świadomości ludzi również w innej roli. Znają nas jako sportowców, a dzięki takim akcjom mogą nas poznać po prostu jako ludzi. Możemy zyskać dzięki temu nowych kibiców, dotrzeć do tych, którzy na codzień nie interesują się aż tak mocno sportem.

To chyba szczególnie ważne w przypadku paraolimpijczyków?
Zdecydowanie tak. Wielu ludzi, z różnymi stopniami niepełnosprawności, często zamyka się w domach, unika kontaktu z innymi. My im pokazujemy, że warto próbować, nie poddawać się, że to nie koniec świata. Bardzo fajnie się stało, że ostatnia paraolimpiada była tak szeroko pokazywana. Po raz pierwszy było tyle transmisji telewizyjnych, tyle mediów zaangażowanych w relacjonowanie tego, co działo się w Tokio. Okazało się, że ludzi to interesuje, chcą to oglądać i o tym czytać. Bardzo dobrze, bo to są wspaniałe historie, często z happy endem. Jestem w sporcie paraolimpijskim od bardzo dawna i mnie te historie zawsze mnie poruszają, motywują i inspirują. Myślę, że nie tylko mnie, bo dostajemy czasem wiadomości, że ktoś nas gdzieś widział i postanowił coś zmienić w swoim życiu.

Mówiła pani o igrzyskach w Paryżu, ale co potem? Myśli już pani czasem co będzie robić po zakończeniu kariery?
Na pewno mam już bliżej niż dalej do tego końca, ale to nie jest tak, że ja po Paryżu przestanę grać. Jeśli zdrowie mi pozwoli to mam nadzieję, że minie jeszcze parę lat, zanim odejdę na sportową emeryturę. A co po karierze, to jeszcze dokładnie nie wiem. Myślę jednak, że choćby angażowanie się w takie akcje społeczne, jak z Eneą, daje mi wiele możliwości. Zobaczymy. Myślę, że na sportowej emeryturze mogłabym się zaangażować znacznie mocniej, bo nie będzie mnie ograniczał kalendarz startów.

Ma pani w dorobku występy na wielu igrzyskach, zarówno paraolimpijskich, jak i olimpijskich. Które z nich były – może nie najlepsze pod względem sportowym, ale po prostu najfajniejsze?
Tenis stołowy to w Chinach sport numer jeden, więc rywalizacja w Pekinie na pewno była dla mnie niezapomnianym przeżyciem, bo wszyscy mnie tam znali, doceniali moje osiągnięcia. Ogólnie jednak każde igrzyska olimpijskie, w których uczestniczyłam były wyjątkowe. Zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, igrzyska paraolimpijskie też, aczkolwiek dało się odczuć różnicę. Przede wszystkim w naszym kraju. Kibiców na miejscu również było mniej. Pod tym względem wyjątkowy był dla mnie Londyn, bo zaskoczyło mnie jak bardzo tamtejsze społeczeństwo zaznajomione jest z tematem niepełnosprawności. Jak bardzo Brytyjczycy przeżywają igrzyska paraolimpijskie i jak w nich aktywnie uczestniczą. Marzy mi się, żeby kiedyś było tak wszędzie, przede wszystkim w Polsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sport

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

J
Janusz I
Uwielbiałem panią Natalię ale tylko do czasu, gdy dowiedziałem się, że poparła strajk bes**i.
Wróć na stronakobiet.pl Strona Kobiet